Rok na końcu świata
-
Autor: Renata Adwent
- ISBN: 9788372293275
- EAN: 9788372293275
- Oprawa: Miękka
- Wydawca: Feeria
- Format: 14.5x20.5cm
- Język: polski
- Liczba stron: 376
- Rok wydania: 2013
- Wysyłamy w ciągu: niedostępny
-
Średnia ocena: 4,67 (3)
-
23,09złCena detaliczna: 34,90 złNajniższa cena z ostatnich 30 dni: 23,09 zł
Pełen optymizmu i ciepła debiut. Pięknie i mądrze napisana historia, która może się zdarzyć każdemu. Opowieść o kobiecie, 30-letniej Ricie która poszukuje siebie, poszukuje własnej drogi do szczęścia. Przypadkowo w czasie kiedy najbardziej odczuwa w sobie niepokój, kiedy kontakt z partnerem staje się ciężarem, dostaje informację o odziedziczonym spadku gdzieś na " końcu świata" . Nowe wyzwania i nowe możliwości odkrywają przed nią inny świat, którego do tej pory nie znała. Cytat : " Kochana, ja już podjęłam decyzję! Wyprowadzam się na koniec świata i robię sobie rok przerwy od swojego dotychczasowego życia. A potem się okaże, co dalej. Zawsze mogę tu wrócić. " " Rok na końcu świata stał się moim wybawieniem. Była ukochana i znienawidzona samotność, był lęk, że nie nastanie już dzień i że zabije mnie jadem ropucha, poznałam tylu ludzi i zaczęłam znów się uczyć. Przecież to potwierdza trafność decyzji! Błędem był sposób, w jaki to zrobiłam. Uciekłam bez słowa wyjaśnienia, przekonana, że po prostu podejmuję wolne życiowe decyzje, odpowiedziałam sobie w myślach. Uciekłam z egoizmu i z braku dojrzałości. Dopiero w samotności, ciszy i potem w towarzystwie innych kobiet dogrzebałam się do siebie samej, moje lęki i niepokoje stopniowo znikły, robiąc miejsce na kochanie drugiej osoby. A mimo to, odkąd tu jestem, nie zainteresowałam się żadnym mężczyzną…" Książka, która umacnia Czytelnika w przekonaniu, że w każdym z nas jest siła do dokonywania zmian i mierzenia się z życiowymi problemami. Trzeba ją tylko odkryć, udając się choćby na koniec świata.O samej autorce : ogromnie uparta miłośniczka kotów, czekolady i dość złośliwego poczucia humoru, które odziedziczyła po Mamie. Nie znosi zmian, a ciągle je sobie funduje, bo nie może znaleźć swojego miejsca w życiu. Jedyną szaloną rzeczą, jaką zrobiła w życiu, była jazda bez biletu w komunikacji miejskiej. Nie wyobraża sobie odpoczynku bez książki, spacerów nad morzem i pracy w ogrodzie. Obdarzona licznymi talentami z wyjątkiem kulinarnego, ma na szczęście przyjaciół, którzy dobrze gotują.
Obudziła mnie piosenka w radiu. Po chwili dołączyło do niej pogwizdywanie i szum wody dochodzące z łazienki — Mikołaj brał prysznic. Przeciągnęłam się w cudownie ciepłej pościeli. „Niech dzisiaj będzie wolna niedziela" - wymruczałam zaklęcie, nie otwierając oczu. Kilka sekund zajęło mi przypomnienie sobie, że środa już była, czwartek też, a poprzedniego wieczoru odwiedziliśmy znajomych i do późna graliśmy w scrabble, popijając wino, i to był piątek. Dziś powinna zatem być sobota. Niestety nie wolna. Westchnęłam i spojrzałam na budzik na nocnej szafce, wskazywał 6.30. Czułam się tak, jakby w mojej głowie płynęła maleńka łódeczka po niespokojnym morzu, powodując delikatne nudności. Zawinęłam się szczelnie w kołdrę i obróciłam na drugi bok. Pogwizdywanie w łazience przeszło w murmurando, a potem w gardłowy śpiew — jak zawsze ten sam stary przebój Toma Jonesa. Nie byłam pewna, czy dziś rano mnie to rozśmiesza.
Wstałam niechętnie i, zamiast w kapeć, trafiłam stopą w zimną podłogę. Zasyczałam ze złością i owinęłam się ciasno szlafrokiem. Nasze maleńkie mieszkanie było przeraźliwie zimne. Odkąd się wprowadziłam dwa lata temu, spędzałam godziny, odkurzając, czyszcząc, wieszając obrazki, zdjęcia, ustawiając bibeloty i wyrzucając stopniowo i niepostrzeżenie wszystkie te rzeczy gromadzone latami przez Mikołaja, których nie lubiłam. W efekcie mieszkanko stało się dość przytulne, ale wcale nie cieplejsze, i z nastaniem pierwszych jesiennych dni musiałam wkładać na siebie warstwy swetrów, żeby jakoś przetrwać. Najgorsze były poranki, jak dzisiejszy.