KATEGORIE

Kategorie

Okładka książki Lekarze czy znachorzy

Lekarze czy znachorzy

Medycyna alternatywna pod lupą

  • ISBN: 9788375544046
  • EAN: 9788375544046
  • Oprawa: Miękka
  • Wydawca: Czarna Owca
  • Format: 15.0x22.5cm
  • Język: polski
  • Liczba stron: 320
  • Rok wydania: 2012
  • Wysyłamy w ciągu: niedostępny
  • Brak ocen
  • 25,05
     zł
    Cena detaliczna:  39,90 zł
    Najniższa cena z ostatnich 30 dni: 25,05
Artykuł chwilowo niedostępny
Wpisz e-mail, jeśli chcesz otrzymać powiadomienie o dostępności produktu
x

Medycyna alternatywna pod lupą


Medycyna konwencjonalna kontra medycyna alternatywna, nauka versus tradycja. Komu wierzyć, lekarzom czy ludowym mądrościom? Komu możemy zaufać, a kto najzwyczajniej w świecie nas nabiera? Simon Singh i Edzard Ernst próbują odpowiedzieć na te pytania. To pierwszy tak obszerny przewodnik po meandrach medycyny alternatywnej. Autorzy biorą pod lupę ziołowe napary, tajemnicze pastylki, homeopatię, akupunkturę i leczenie energią. Demaskują sztuczki uzdrowicieli i hochsztaplerów. Pokazują różnice między tzw. medycyną alternatywną i komplementarną, wskazują jak rozsądnie wybrać najskuteczniejszą, spośród bogatej oferty, metodę leczenia, a przede wszystkim uczą jak nie dać się nabrać!


Simon Singh urodził się w Somerset, studiował fizykę w Imperial College w Londynie i uzyskał doktorat z fizyki molekularnej na University of Cambridge.

W 1990 r. dołączył do działu naukowego BBC, gdzie był producentem i reżyserem programów popularnonaukowych. W 1996 r. wyreżyserował film dokumentalny "Fermat's Last Theorem", który dotyczył najsłynniejszego problemu matematycznego i otrzymał nagrodę BAFTA. Film ten pod zmienionym tytułem "Proof" nominowany był do nagrody Emmy.

Od tego czasu Simon zgłębiał historię dekodowania szyfrów, pisząc na ten temat książki i produkując audycje telewizyjne. Zainteresował się też efektywnością terapii alernatywnej, co zaowocowało książką Lekarze czy znachorzy? napisaną wspólnie z profesorem Edzardem Ernstem

Edzard Ernst
ustąpił ze stanowiska przewodniczącego Wydziału Medycyny Rehabilitacji na uniwersytecie w Wiedniu w 1993 r. i rozpoczął pracę na Exeter University jako pierwszy na świecie profesor medycyny komplementarnej. Ponieważ wychował się w rodzinie korzystającej z homeopatii, od dawna interesował się medycyną komplementarną i alternatywną. Poruszony tym, jak bardzo dziedzina ta wymagała naukowych dociekań, powołał w Exeter zespół badawczy, który zaczął stosować osiągnięcia nauki w medycynie komplementarnej.


Fragment książki Lekarze czy znachorzy

Jak stwierdzić, czy coś jest prawdą?

Prawda istnieje - tylko kłamstwa są wymyślone.
Georges Braąue

Ta książka ma na celu odkrycie prawdy dotyczącej medycyny alternatywnej. Które terapie działają, a które są bezużyteczne? Które są bezpieczne, a które groźne dla zdrowia?
Podobne pytania lekarze zadają sobie od wieków, zastanawiając się nad wszystkimi lekarstwami, jednak stosunkowo niedawno wypracowano metodę, która pozwala oddzielić środki przynoszące efekty od tych nieefektywnych i bezpieczne od groźnych. Ta metoda, znana jako medycyna oparta na dowodach naukowych*, zrewolucjonizowała praktykę medyczną, przekształcając ją z domeny szarlatanów i laików w system opieki zdrowotnej, który może dokonywać takich cudów, jak przeszczep nerki, usunięcie katarakty, leczenie chorób dziecięcych i wyeliminowanie czarnej ospy, ratując dosłownie miliony ludzi rocznie.
W testowaniu terapii alternatywnych zastosujemy zasady medycyny opartej na dowodach naukowych, ważne jest więc, abyśmy dokładnie wyjaśnili, co to jest i jak to działa. Zamiast wprowadzać pojęcie w nowoczesnym kontekście, cofniemy się w czasie i zobaczymy, w jaki sposób metoda powstała i ewoluowała, dzięki czemu lepiej zrozumiemy, na czym polegają jej zalety. Przyjrzymy się, jak używano tej metody w testowaniu upuszczania krwi - dziwnej, a niegdyś powszechnie stosowanej terapii polegającej na nacinaniu skóry i naczyń krwionośnych.
Upuszczanie krwi przeżywało rozkwit w starożytnej Grecji, gdzie było łączone oczywiście z poglądem, że choroby są spowodowane zaburzeniem równowagi czterech cieczy (soków): krwi, śluzu, żółci, czarnej żółci (prawdopodobnie krwi żylnej). Brak równowagi tych płynów nie tylko wywołuje choroby, ale też odpowiada za temperament. Krew kojarzono z optymizmem (sangwinik), żółć z wybuchowością (cho-leryk), czarną żółć ze skłonnością do depresji (melancholik), a śluz z brakiem emocji (flegmatyk).
Nie wiedząc, jak krew krąży w ciele, greccy lekarze wierzyli, że może ona się zastać i powodować choroby. Stąd doradzali usunięcie zastałej krwi, przepisując konkretne procedury w przypadku poszczególnych chorób. Przykładowo, problemy z wątrobą leczono, ostukując żyłę w prawej dłoni, a choroby trzustki wymagały ostukiwania żyły w lewej dłoni.
Grecka tradycja medyczna cieszyła się poważaniem, a upuszczanie krwi było popularną metodą leczenia w kolejnych wiekach. We wczesnym średniowieczu bogatsi pacjenci poddawali się upuszczaniu krwi przez mnichów, ale w 1163 roku papież Aleksander III zakazał im tej krwawej praktyki. Od tego czasu to cyrulicy upuszczali krew. Podeszli do tego poważnie, udoskonalając technikę i wprowadzając nowe technologie. Oprócz zwykłego ostrza pojawił się sprężynowy lancet - nóż, który nacinał skórę na określoną głębokość. Następnie wynaleziono instrument, który zawierał tuzin lub więcej ostrzy jednocześnie nacinających skórę.
Wielu cyrulików, którzy woleli naturalne metody od rozwoju techniki, wybierało pijawki lekarskie. Pracowita końcówka tych pijących krew pasożytów ma trzy oddzielne szczęki, a w każdej znajduje się 100 delikatnych zębów. Świetnie się nadawały do upuszczania krwi z miejsc, gdzie użycie lancetu było utrudnione, na przykład z dziąseł, ust lub nosa. Ponadto pijawka wpuszcza do rany środek zmniejszający ból, antykoagulant zapobiegający krzepnięciu krwi i środek rozszerzający naczynia krwionośnie, zwiększając w nich przepływ krwi. Aby upuścić więcej krwi, nacinano tylną część pijawki tak, aby wyssana
przez nią krew wypływała z niej. Dzięki temu pijawka nigdy nie była syta i kontynuowała ssanie.
Uważa się, że biało-czerwony emblemat używany obecnie przez fryzjerów pochodzi z czasów, kiedy zwano ich balwierzami. W owym czasie pełnili też funkcję chirurgów, jednak prawdziwa etymologia odsyła do ich roli w upuszczaniu krwi. Kolor czerwony oznacza krew, biały opaskę uciskową, kula na końcu symbolizuje mosiężną miskę na pijawki, zaś słup oznacza drąg, którym uciskano pacjenta, aby zwiększyć przepływ krwi.
Upuszczanie krwi było też praktykowane przez ważne figury świata medycznego w Europie, na przykład przez Ambroisea Parę, który był nadwornym chirurgiem czterech francuskich królów w XVI wieku. Prowadził studia nad upuszczaniem krwi i dużo na ten temat pisał, podając użyteczne wskazówki:
Jeśli trzymać je gołą dłonią, pijawki będą złe i najedzone, więc nie będą gryzły, dlatego należy trzymać je przez białe i czyste płótno, przystawiać do skóry delikatnie naciętej lub posmarowanej krwią innego stworzenia, wtedy przyssają się z większą łapczywością. Aby odpadły, należy posypać ich głowy proszkiem z aloesu, solą lub popiołem. Aby sprawdzić, ile krwi wypiły, należy posypać je sproszkowaną solą, jak tylko się je odejmie od skóry, gdyż wtedy zwymiotują wszystką krew, jaką wyssały.
Kiedy Europejczycy kolonizowali Nowy Świat, przywieźli ze sobą praktykę upuszczania krwi. Amerykańscy lekarze nie widzieli powodu, aby kwestionować techniki stosowane w wielkich europejskich szpitalach i nauczane na uniwersytetach, uznano więc upuszczanie krwi za główną procedurę medyczną, którą można wykorzystać w wielu przypadkach. Jednak kiedy w 1799 roku zaaplikowano ją najważniejszemu pacjentowi w państwie, nagle stała się kontrowersyjna. Czy upuszczanie krwi naprawdę ratuje życie, czy też wysysa je z pacjentów?
Kontrowersje zaczęły się rano 13 grudnia 1799 roku, kiedy to Jerzy Waszyngton obudził się z objawami przeziębienia. Jego osobisty sekretarz zasugerował, aby wziął jakieś lekarstwo, na co Waszyngton odpowiedział: „Wiesz, że nigdy nie biorę nic na przeziębienie. Samo przejdzie".
Sześćdziesięciosiedmioletni były prezydent nie przejmował się lekkim katarem i bolącym gardłem, szczególnie że wcześniej przeżył dużo poważniejsze choroby. Jako nastolatek zachorował na ospę, a zaraz potem zmagał się z gruźlicą. Następnie, kiedy był młodym geodetą, złapał malarię, pracując na pełnych komarów bagnach w Wirginii. W 1755 roku cudem przeżył bitwę nad Monongahelą, mimo że zabito dwa konie, których dosiadał, a cztery kule z muszkietu przeszyły jego mundur. Chorował też na zapalenie płuc, wielokrotnie walczył z malarią i miał „złośliwy czyrak" na biodrze, który unieruchomił go na sześć tygodni.
Paradoksalnie, mimo że przeżył krwawe bitwy i niebezpieczne choroby, to lekkie przeziębienie, na które zachorował w piątek 13 grudnia, okazało się największym zagrożeniem dla jego życia. Jego stan pogorszył się piątkowej nocy tak bardzo, że obudził się nad ranem, z trudem oddychając. Kiedy pan Albin Rawlins, zarządca majątku Waszyngtona, przygotował miksturę z melasy, octu i masła, okazało się, że jego pacjent ma duże trudności, aby ją przełknąć. Rawlins, który miał również duże doświadczenie w upuszczaniu krwi, zdecydował, że należy poczynić jakieś kroki.
Spiesząc na ratunek swojemu panu, wykonał małe nacięcie lancetem na ramieniu generała i upuścił jedną trzecią litra krwi do porcelanowej miski. Rankiem 14 grudnia nadal nie było poprawy. Marta Waszyngton odetchnęła z ulgą, kiedy przyjechało trzech doktorów, aby zająć się mężem. Doktor James Craik, osobisty lekarz generała, któremu towarzyszył doktor Gustavus Richard Brown i doktor Elisha Cul-len Dick. Prawidłowo zdiagnozowali cynanche trachealis („psią stran-gulację"), którą dzisiaj byśmy zinterpretowali jako obrzęk i zapalenie nagłośni. To było przyczyną trudności w przełykaniu i oddychaniu Waszyngtona.
Doktor Craik zaaplikował miksturę z suszonych kantaryd (gatunku chrząszczy) do gardła. Kiedy to nie przyniosło żadnego efektu, upuścił kolejne pół litra krwi generała. Organizm człowieka średnio zawiera tylko 5 litrów krwi, więc każda sesja pozbawiała Waszyngtona sporej jej części. Jednak to nie martwiło doktora Craika. Po południu dokonał kolejnego upuszczenia krwi, tym razem wyciągając z żył Waszyngtona cały litr krwi.
Po kilku godzinach wydawało się, że upuszczenie krwi odnosi pozytywny skutek. Waszyngton poczuł się lepiej i mógł nawet usiąść. Była to jednak chwilowa poprawa. Kiedy jego stan znów się pogorszył, lekarze zalecili kolejne upuszczenie krwi. Tym razem była ona kleista i spływała powoli. Z perspektywy współczesnej medycyny
odzwierciedla to odwodnienie i ogólną utratę płynów ustrojowych spowodowaną zbytnim ubytkiem krwi.
Wieczorem lekarze mogli tylko ponuro obserwować, jak ich liczne sesje upuszczania krwi i różne okłady nie spowodowały zamierzonego efektu. Doktor Raik i doktor Dick napisali później: „Siły życiowe zdawały się widocznie ustępować sile rozkładu. Do kończyn przystawiono bańki, a na gardło zastosowano okład z otrąb i octu".
Jerzy Waszyngton Curtis, syn pasierba umierającego generała, tak opisał ostatnie chwile życia pierwszego prezydenta Ameryki:
Gdy zbliżała się noc, stało się jasne, że odchodzi. Wydawał się w pełni świadom, że zbliża się jego pora. Pytał o godzinę i odpowiedziano mu, że brakuje kilka minut do dziesiątej. Więcej się nie odezwał. Śmierć nad nim krążyła i wiedział, że nadeszła jego godzina. Z zadziwiającym opanowaniem przygotowywał się na odejście. Przybrawszy stosowną pozycję, splatając dłonie na piersiach, bez jednego westchnienia i jęku, Ojciec tego Państwa umarł. Żaden skurcz, żadna walka nie zdradziła, kiedy szlachetny duch bezgłośnie odleciał. W śmiertelnym odpoczynku był taki spokój, że minęło kilka minut, zanim zgromadzeni uwierzyli, że patriarcha odszedł.
Jerzemu Waszyngtonowi, potężnemu mężczyźnie mierzącemu ponad 190 cm, upuszczono połowę krwi w ciągu jednego dnia. Lekarze odpowiedzialni za te zabiegi twierdzili, że tak drastyczne środki były niezbędne jako ostatnia deska ratunku w wysiłkach, aby uratować życie pacjenta. Większość kolegów po fachu zgadzała się z nimi. Jednak w środowisku medycznym były też głosy dezaprobaty. Mimo że upuszczanie krwi od wieków było powszechnie akceptowaną praktyką medyczną, niektórzy lekarze kwestionowali jej przydatność. Twierdzili, że jest niebezpieczna dla pacjentów, niezależnie od tego, w jakim miejscu ciała upuszczano krew i niezależnie od ilości upuszczonej krwi. Według tych lekarzy, doktor Craik, doktor Brown i doktor Dick zabili byłego prezydenta, niepotrzebnie wykrwawiając go na śmierć.
Kto miał rację: najznakomitsi lekarze Stanów Zjednoczonych, którzy dołożyli wszelkich starań, aby uratować Waszyngtona, czy niezależni doktorzy, którzy uważali upuszczanie krwi za niebezpieczną i kompletnie zwariowaną praktykę odziedziczoną w spadku po starożytnej Grecji?
Tak się składa, że tego samego dnia, kiedy zmarł Waszyngton, 14 grudnia 1799 roku, toczyło się postępowanie w sądzie, które miało ustalić, czy upuszczanie krwi pomaga pacjentom, czy też im szkodzi.[...]


 



Lekarze czy znachorzy
Spis treści:

 

  • Wstęp
  • 1. Jak stwierdzić, czy coś jest prawdą?
  • 2. Cała prawda o akupunkturze
  • 3. Cała prawda o homeopatii
  • 4. Cała prawda o chiropraktyce
  • 5. Cała prawda o medycynie ziołowej
  • 6. Czy prawda ma znaczenie?
  • Aneks. Krótki przewodnik po terapiach alternatywnych
  • Polecane lektury
  • Podziękowania
  • Spis ilustracji

Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Oczekiwanie na odpowiedź
Wybierz wariant produktu
Dodaj do koszyka
Anuluj