Rozwijana przez Wolffa kosmologia ogólna stanowi typową dla wieku XVII i XVIII mechanistyczną, postkartezjańską interpretację przyrody. Zawarte w niej pojęcie natury jest na wskroś nowożytne. Świat to ogół rzeczy materialnych powiązanych w całość ściśle określonymi, niezmiennymi prawami, z prawem przyczynowości na czele. Samo pojęcie przyrody, jej jedność, implicytnie mieści w sobie pojęcie prawa, a zatem i konieczności, której podlega wszystko, co wchodzi w jej skład. Natura jest całością dobrze uporządkowaną, jest precyzyjną maszyną. Mimo to jednak nie jest samodzielna bytowo. Nie jest odwieczna. Jej kontyngencja ontyczna, racjonalny porządek wyznaczony prawami i celowość organizacji wskazuje na rozumnego Boga-stwórcę. W konsekwencji natura stanowi boski artefakt w dosłownym tego słowa znaczeniu, jest bowiem rezultatem umiejętnego wytwarzania, została arte factum.
Starożytna opozycja physis – techne, wyznaczająca rozumienie przyrody w filozofii greckiej, w nowożytnej kosmogonii inspirowanej przekazem biblijnym nie zostaje unieważniona, ale niejako przekroczona w kierunku takiego myślenia, które w physis widzi już tylko efekt działania Boskiej techne. Świat jest zwierciadłem, w którym odbija się istnienie i doskonałość jego Stwórcy – mechanika i matematyka doskonałego. […] Bóg teologii naturalnej Wolffa jest przede wszystkim filozofem, wynika to bowiem wprost z jego istoty. Czy Bóg-filozof, Bóg-arcyrachmistrz i arcymechanik może i powinien uchodzić za tożsamego z Bogiem żywym, stanowiącym przedmiot religii i wiary? A może inaczej: czy Bóg religii i wiary rzeczywiście jest Bogiem-filozofem, bytem, którego istota polega na tym, iż przedstawia On sobie wszystkie możliwe światy naraz z naj- większą wyraźnością? Myślę, że pytanie to z oczywistych względów ma charakter retoryczny. Mamy tu więc do czynienia z czymś, co można by nazwać racjonalistyczną neutralizacją sacrum, swoistym spekulatywnym oswojeniem go, uładzeniem. Nie ma w tej filozofii miejsca na żadne mysterium tremendum et fascinosum.
Ze wstępu do przekładu
Christian Wolff nie należy dziś do filozofów popularnych, chętnie czytanych i powszechnie docenianych. W porównaniu do sławy i siły oddziaływania, jaką miał za życia, jest myślicielem zgoła zapomnianym. Samo zapomnienie, rzecz jasna, nie stanowi racji dostatecznej wydobywania zeń różnorakich autorów, nawet jeśli niegdyś cieszyli się zasłużoną estymą. Wszak na historię filozofii składają się prawie wyłącznie studia nad pracami filozofów wybitnych i oryginalnych. Czy Wolff był filozofem wybitnym i oryginalnym? Wybitnym – z pewnością, oryginalnym – w zakresie określonym zasięgiem i intensywnością inspiracji dorobkiem poprzedników. Dlaczego więc warto wracać do prac tego myśliciela? Nie tylko z tego powodu, iż zaznajomienie się z jego filozofią, zwłaszcza z rozwijaną przezeń metafizyką, znacząco ułatwia zrozumienie wielu aspektów krytycznej filozofii Kanta. Ponadto nie tylko dlatego, że jako ten, który – jak to ujął Hegel – „myśl w formie myśli uczynił w Niemczech powszechną własnością”, jest kluczem do osiemnastowiecznej filozofii powstającej w tym obszarze językowym. Rozwijane przez Wolffa koncepcje niewątpliwie posiadają taki czysto historyczny i instrumentalny walor. Jego doktryna odznacza się również pewną wartością samoistną – paradoksalnie, to właśnie on uwypuklił, na przykład rolę doświadczenia w dziedzinie „psychologii”. Ukazaniu jego wkładu w rozwój metafizycznej nauki o duszy służy prezentowany tom, na który składa się przekład dwu rozdziałów jego głównej niemieckojęzycznej rozprawy metafizycznej.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?