Książka Konstantego Rostworowskiego jest czymś wyjątkowym. Należy do kręgu tych, jakie ukazują świat, który nieodwracalnie już przeminął. Bohaterami tej opowieści są konie. Konie ofiarowane dzieciom, konie cugowe i fornalskie, dworskie i chłopskie, konie z Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu, no i wreszcie konie pułku kawalerii austriackiej. Dziś już, kiedy koń ustąpił drogi samochodom, miłość do niego jest tylko pewnego typu hobby niektórych ludzi. A jeszcze do lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku koń, przynajmniej tu, w Polsce, był tym królewskim zwierzęciem, jakie mogło się szczycić największą przyjaźnią człowieka.
Opowieść Rostworowskiego, która idzie śladami życia autora, przekazuje nam całą wiedzę o koniu, na którym do niedawna jeszcze spoczywał ciężar cywilizacji ludzkiej. A zatem dowiadujemy się o tym, gdzie koń mieszkał (stajnia), czym był żywiony, jak był ubierany do pracy, jak był ujeżdżany, kiedy czuł się zmęczony, jaki był jego stosunek do ludzi. Właśnie w owych relacjach pomiędzy koniem i jego właścicielem, człowiekiem, w opisach autora jawi się silna nuta liryzmu, jest to przekaz ciepłych uczuć, które zawsze są nam miłe. Dla osób, które z młodości znają jeszcze zapach stajni i obornika, ta książka będzie przypomnieniem czegoś, co może się w świadomości już zaciera lub może nigdy nie było dostatecznie silne, by zdać sobie sprawę z tego, że wy-chowanie konia to było zadanie niemałej rangi. Dworska stajnia, od-wracające się do wchodzącego łby koni, brzęk łańcuchów, odgłos chrupania marchwi, nagły przelot jaskółki wylatującej z gniazda nad naszą głową i stary stangret – człowiek, którego trzeba było szanować. To wszystko już jakoś odchodzi, choć jeszcze tkwi w naszej pamięci, a w pamięci Konstantego Rostworowskiego utkwiło na całe życie.
Stanisław Jan Rostworowski, fragm. Słowa wprowadzającego