Emil Cioran (1911–1995), francusko-rumuński myśliciel, choć dziś już klasyk XX-wiecznej filozofii, nie podpada pod żadną typową systematyzację. Najbliżej byłoby mu chyba do szeroko pojętego egzystencjalizmu, który w powstałej w czasie rozkwitu tego nurtu we Francji Pokusie istnienia (1956) znajduje specyficzny wyraz. „Cierpieć – oto jedyny sposób na poznanie poczucia istnienia. Istnienie – oto jedyny sposób podtrzymania naszej przegranej”. W jedenastu esejach tego tomu autor przeciwstawia się iluzjom, myśleniu w kategoriach „raju”: religii i wszelkim utopiom, ze społeczno-politycznymi włącznie. Daleki od naiwnego jego zdaniem heroizmu francuskich filozofów, wypowiada własny, bardzo prywatny „egzystencjalizm”. Zebrane tu eseje można uznać za przejściowe w drodze do tego uprywatnienia: kontynuują one po trosze poetycko-retoryczny styl okresu rumuńskiego, a także ciągle jeszcze podejmują tematykę geopolityczną. Cioran, który nastawia umysł na najwyższe obroty wyrafinowania i subtelności, zwraca tu uwagę na pożytki płynące z „niemyślenia”, z fideizmu, a nawet z „głupoty”, których upór i zdolność do wysiłku budują cywilizację, wznoszą katedry i stawiają mosty. To tylko jeden z paradoksów wydobywanych w tym zbiorze przez Cioranową myśl – meandryczną, aforystyczną, niesystematyczną, która jednakże jak niewiele innych inspiruje czytelnika i każe mu nie tylko myśleć od nowa i inaczej, lecz tak samo postępować i działać.
Aldous Huxley (1894–1963), pisarz urodzony w Anglii, mieszkający od lat trzydziestych XX wieku w USA, najlepiej znany ze słynnej antyutopii Nowy wspaniały świat (1932), stanowi ciekawy przykład ewolucji w zakresie stosunku do sfery duchowej. W młodości zdecydowany agnostyk i prześmiewca, z biegiem lat coraz bardziej angażował się w tematykę religijną. Od lat czterdziestych XX wieku uchodził za „mistyka”. Nigdy nie stał się członkiem żadnej grupy religijnej. Choć sympatyzował z wedantą, zenem, a także z chrześcijańskim mistycyzmem, był sceptyczny wobec Kościołów jako instytucji. Poszukiwał Boga „wewnętrznego”, w sobie, doświadczanego wprost, a nie za pośrednictwem teologicznej teorii (i, trzeba też powiedzieć, przez pewien czas pomagał sobie w tych poszukiwaniach meskaliną mimo protestów jego hinduistycznego guru). W tym tomie zebrano ponad dwadzieścia esejów Huxleya pisanych w latach czterdziestych i pięćdziesiątych XX wieku. Dotyczą one kwestii mistycznego „oświecenia”, poznania „ostatecznej rzeczywistości”, ogólnie mówiąc – doświadczenia boskości, spotkania z Bóstwem. Huxley, jak sam stwierdził, głęboko wierzył, że nasza jaźń pozostaje w nieprzerwanym związku z duchem wszechświata. Nasz podstawowy problem to „wyjście” z kręgu własnego światła tłumiącego blask tego wyższego Ja. I tej właśnie kwestii, zasadniczej dla mistyka poszukującego unio z Bogiem, poświęcone są rozważania w prezentowanych tu esejach.
Amerykański socjolog Richard Sennett (ur. 1943) należy do (lewicowych) krytyków nowoczesności, lecz ta książka o człowieku, „ciele”, wśród, „kamieni”, na szczęście nie jest historią z tezą, lecz fascynującą opowieścią o tym, jak mieszczanie – od starożytnych Aten po dzisiejsze Greenwich Village – współżyją i zmagają się z miastem, które sami sobie stworzyli. Za pomocą reprezentatywnych obrazów kilku metropolii w kluczowych momentach historii autor skłania czytelników do namysłu nad otoczeniem, w którym żyją. Obecna sytuacja mieszkańców miasta jest wynikiem długiego okresu przemian jego funkcjonowania, które nie są wcale jednokierunkowe. Od greckiej agory przez rzymską geometrię forum i via czy rozmaite podziały miejskiej przestrzeni na getta i oazy miłosierdzia po nowożytne „udrożnienia” dochodzimy do dzisiejszego urbanistycznego ideału neutralnego ośrodka bezkolizyjnego poruszania się: miasto jest tym doskonalsze, im mniej zauważalne. Sterylność przestrzeni, alienacja i bierność jednostki, której osobista wolność zarazem ma dziś najwyższe notowania, to napięcia, które Sennett ciągle uwidacznia. „Kamień” jednak (który zdążył już się zmienić w szkło i aluminium) pamięta o „ciele” i o historii swojej relacji z nim. Agora powraca w dzisiejszej kawiarni, współczesne fora są miejscami spotkań i poznawania „innego”. Lektura książki Sennetta pozwala odnaleźć się w tej historii, zobaczyć, czym (po)nowoczesność mimo wszystko różni się od minionych form i jak z nich wyrasta.
Gershom Scholem (1897–1982) był i pozostaje najwybitniejszym współczesnym historykiem judaizmu. Urodzony w Berlinie, wyemigrował do Palestyny jeszcze w międzywojniu, przed powstaniem państwa Izrael i osiadł tam na resztę życia. Zajmował się przede wszystkim mistyką żydowską i z tej właśnie perspektywy przedstawia w niniejszych wykładach z przełomu lat 50. i 60. XX wieku podstawowe pojęcia judaizmu, takie jak Bóg, stworzenie, objawienie, tradycja i zbawienie. Wydobywa związki między historycznymi nurtami – jak wpływ neoplatonizmu na pojmowanie biblijnego Boga czy stwarzanie „z czegoś” w starożytnej mitologii a stwarzanie „z niczego” w religii, porównuje judaistyczną ideę mesjanizmu z jej chrześcijańską wersją. W tych wykładach, tak jak w całej swojej twórczości, Scholem „rehabilituje” żydowską mistykę, a zwłaszcza kabałę, wykazując, że nie była ona marginalnym nurtem judaizmu, lecz determinowała samą jego istotę. Jednocześnie mistyka stanowiła wynik spotkania (i starcia) myśli biblijnej ze spekulatywną, w tym przypadku neoplatońską (tak jak chrześcijańskiego Boga współokreślił „Bóg filozofów”). Niniejsza prezentacja „podstawowych pojęć” nie jest więc ich prostym encyklopedycznym opisem, lecz wprowadza nas od razu w samo meritum myśli Scholema, której poświęcił on 60 lat swojego życia w najtrudniejszej fazie historii ubiegłego wieku.
Jean-Louis Flandrin (1931–2001) należał do tych francuskich historyków, którzy wykonali ogromną pracę przybliżania nam obrazu życia codziennego w przeszłości. Dzięki nim historia przestała być tylko relacją o abstrakcyjnie doniosłych zdarzeniach i trudno wyobrażalnych ogólnych relacjach. Od wielkich narracji przeszła do małych, bodaj jeszcze bardziej fascynujących. Flandrin w swoim badaniu skupił się na tym, co we współczesnym społeczeństwie zachodnim najważniejsze: na rodzinie, jej historii, strukturze, moralności, uczuciach rodzinnych, prokreacji. Omówił te kwestie głównie na przykładzie rodziny francuskiej i angielskiej XVI–XIX wieku. Jak się okazuje, nasza rzekomo „tradycyjna” rodzina w obecnej („nuklearnej”) postaci jest dość późną strukturą, ukształtowaną zasadniczo w okresie nowożytnym, a ściślej w czasach oświecenia. Wcześniejsza powszechność konkubinatu, rozległość kategorii „domowników”, brak domowego „zacisza”, nikła rola uczuć przy zawieraniu małżeństwa, instytucja mamki zabierającej niemowlę na długo do siebie z trudem pozwalają rozpoznać w tej instytucji „podstawową komórkę społeczną” w dzisiejszym sensie – ważne memento dla wszystkich, którzy zbyt łatwo powołują się do swoich, głównie politycznych, celów na domniemaną „prastarą” tradycję. Flandrin, historyk życia codziennego, odtwarza faktyczny bieg jego historii i skłania do bardziej uważnego przyglądania się instytucjom, którymi dziś dysponujemy w życiu społecznym, i do namysłu nad ich rodowodem.
Francuski filozof Paul Ricoeur (1913–2005), znany przede wszystkim jako teoretyk hermeneutyki, doświadczał w życiu rozmaitych sytuacji między skrajnościami: mimo że pacyfista, został zmobilizowany w 1939 roku i spędził wojnę w obozie jenieckim. Po marcu 1968 niczym Heidegger był przez rok rektorem i zrezygnował z powodu ograniczeń autonomii uniwersytetów, choć miał przeciw sobie także studentów. Pochodząc z protestanckiej rodziny, wykładał na katolickich uczelniach. Do kwestii teologicznych podchodził od strony filozofii. Stąd zapewne w jego myśleniu taka waga kwestii woli, wyboru i decyzji. Niniejszy tom stanowi właśnie fragment jego rozległego projektu filozofii woli. Nie jest to jednak książka o ikonografii symboli zła, lecz próba fenomenologii zła i jego symboliki. Ricoeur rozważa zjawiska „skalania” (pierwszy stopień, niejako „fizyczny”, jak naruszenia tabu), grzechu (przeciw przykazaniom) i winy (świadomość, że źle rozporządzam swoją wolnością), wydobywając ich naturę i miejsce pośród mitów związanych z kwestią zła. Ściślej biorąc, interesują go mity mówiące o tym, „gdzie zło się zaczyna i gdzie się kończy”. Mit może zakładać zło już w samym początku, może lokować je w człowieku (mity upadku) lub w jakimś innym źródle. Budując fenomenologię mitu zła, Ricoeur ma na względzie ambitny cel intelektualny: wydobyć się z hermeneutycznej „cyrkularności” w kierunku samego „bytu”.
Wyjątkowo oryginalny myśliciel z wyboru, obywatel świata z konieczności: Vilém Flusser (1920–1991). Urodził się w Pradze jako czeski Żyd, w 1939 roku musiał emigrować i trafił aż do Sao Paulo. Tam też w latach 60. XX wieku zaczął późną karierę akademicką, a od lat 70. wykładał w Europie, do której powrócił i gdzie zginął w wypadku samochodowym, jak na ironię w ojczystych Czechach. Był filozofem komunikacji, zajmował się mediami, a książeczka o fotografii (1983) przysporzyła mu światowej sławy. Jego namysł nad epoką postindustrialną i „postalfabetyczną”, ciekawe systematyzacje dziejów człowieka i cywilizacji są bardzo aktualne – i ich aktualności wystarczy zapewne jeszcze na długo. Flusser stara się odpowiedzieć na nasze niepokoje o kulturę w czasach zagrożenia pisma przez obraz, przynosząc nam tym, trzeba przyznać, niejaką pociechę. W myśl jego koncepcji jesteśmy skazani na pośredniczącą rolę komunikacji, której kluczowym narzędziem jest specyficznie pojęty „aparat” – fotograficzny w szczegolności. Filozoficzne ujęcie natury fotografii ma nam pozwolić na zrozumienie, co się dzieje z naszą cywilizacją w ogóle – zrozumienie, że po „alfabetyzacji” obrazu, która nastąpiła wraz z wynalezieniem pisma, obecnie, poprzez „obraz techniczny” w rodzaju fotografii, filmu, wideo, trwa proces „uobrazowiania” tekstu, ale obrazem na innym poziomie niż uprzedni, przedalfabetyczny obraz.
Magia fascynuje każdego, jest wszechobecna w życiu, gdy ciągle powtarzamy o różnych zdarzeniach „jakież to magiczne”, lecz zapytani wprost, nie chcielibyśmy jej przyznać żadnej wartości poznawczej ani sprawczej. Éliphas Lévi, a właściwie Alphonse Louis Constant (1810–1875), uważał inaczej. Ten żarliwy katolik, niedoszły kapłan o żydowskim pseudonimie, zajmował się magią nie tylko jako jej historyk, lecz także praktycznie – podobno wywołał Apoloniusza z Tiany. Napisał historię magii, podręcznik dalece nie bezstronny, pełen zaangażowania w okultyzm i jego „naukę”, którą uważał za zgodną z religią katolicką. Książka Léviego-Constanta należy dziś do kanonu i klasyki literatury przedmiotu. Magia jest dla autora pozytywną nauką o tajemnych siłach przyrody, do których klucz zapewnia adeptowi wielką moc sprawczą. Formalnie biorąc, to samo można by rzec o współczesnej fizyce, nawet jeśli „klucz” w obu tych dziedzinach wygląda zdecydowanie inaczej. A już zupełnie nie można lekceważyć dokonań alchemii, pośrednika między dawnym a nowym rozumieniem wiedzy i nauki. Może więc warto zajrzeć do tych rozważań choćby na zasadzie eksperymentu myślowego, bo przecież wieki czy tysiąclecia wcześniej tu właśnie szukalibyśmy wiedzy o świecie. Książka Léviego jest ponadto pełna życia, anachroniczna i urocza w mieszaniu filozoficznych spekulacji z obszernymi opowieściami o tajemniczych zdarzeniach. No i warto też się zabezpieczyć – bo jeśli któregoś dnia fizyka potwierdzi, że coś takiego jak „światło astralne”, podstawowa siła w kosmosie, faktycznie istnieje?
To klasyczne już i najlepiej znane z dzieł nestora francuskich historyków Jeana Delumeau (ur. 1923) stara się pokazać, że wbrew rozpowszechnionym przekonaniom renesans nie był wcale odrodzeniem. Nic się tam nie odradzało, za to wiele rodziło. Renesans nie zrywał ze średniowieczem, lecz je kontynuował jeśli nieco mniej religijny, to nie na zasadzie antyreligijnego odrodzenia, lecz nowych, bardziej liberalnych prądów. Delumeau nie ogranicza się do sztuki, najbardziej spektakularnego oblicza renesansu, lecz omawia całe spektrum tej kultury z cywilizacyjną, gospodarczą i przemysłową stroną włącznie. Pokazuje jedność twórczości w ówczesnym rozumieniu czy to malarskiej, czy wynalazczej. Leonardo malował, a zarazem projektował maszyny (co było wtedy dość popularne, a on sam, wbrew mitowi, nie był najzdolniejszym z renesansowych inżynierów). Spoglądając w swej monumentalnej monografii z perspektywy historycznej, socjoekonomicznej i ideologicznej, autor przedstawia odrodzenie nie jako powrót do jakiegoś mitycznego humanizmu wypartego rzekomo przez średniowiecze, lecz jako przedproże naszej nowoczesności. Przedproże przy całym geniuszu epoki osiągane mozolnie: nauka stopiona z magią, religia eksperymentująca z pogaństwem, jednak wynalazki (druk), odkrycia geograficzne czy nawet reformacja sprawiają, że naszej współczesności łatwiej się rozpoznać w epoce odrodzenia niż w jakiejkolwiek innej przed nią.
Ten zbiór filozoficzno-religijnych myśli i aforyzmów Lwa Tołstoja (1828–1910) powstał w ostatnim roku jego życia. Składa się z tekstów uzupełnionych sentencjami innych myślicieli w swobodnej adaptacji autora. Taką metodą Tołstoj stworzył spójną całość stanowiącą jego życiowe kredo i dzieło, które sam bardzo sobie cenił. Choć napisana w ciągu kilku miesięcy 1910 roku, Droga życia jest owocem i ukoronowaniem jego wieloletnich rozmyślań na tematy przede wszystkim religijne, które podjął, gdy swoją wcześniejszą twórczość literacką uznał za błahą. Teraz Tołstoj rozważa kwestie fundamentalne i głosi radykalne rozwiązania w duchu ascezy służącej samodoskonaleniu moralnemu. Nie religia, bo wszelką religię odrzuca, lecz rozpoznawalny przez każdego Bóg kieruje jego zdaniem ludzką drogą życia. A tom zebranych tu myśli ma służyć za przewodnika tym, którzy na taką drogę chcą wejść. Okazuje się ona niełatwa nie tylko ze względu na radykalizm nauk Tołstoja, lecz także z uwagi na tkwiące w nich ekwiwokacje, jakie powstają choćby ze zderzenia ostrej krytyki polityczno-społecznej z ideą powszechnej miłości i altruizmu. Nad wszystkim góruje wszelako żarliwość autora, która w połączeniu z jego geniuszem literackim może przekonać nawet bardzo nieprzekonanych – jeśli nie do praktyki, to przynajmniej do teorii.
„Zmierzch Zachodu” (1918–1922) należy do „kultowych” współczesnych traktatów z dziedziny filozofii kultury. Autor Oswald Spengler (1880–1936), niemiecki polihistor i wizjoner, przeciwnik demokracji, konserwatysta sceptyczny wobec nazizmu po 1933 roku, w księdze tej szuka diagnozy dla świata, posługując się „morfologią historyczną”. Kultury powstają, rozkwitają i zamierają, przeradzając się w pewnym momencie w cywilizacje, czyli perfekcyjne formy kultury „wyczerpanej”. „Morfologia” kultur ma pozwalać na porównywanie ich poszczególnych etapów i przewidywanie dzięki temu biegu własnej formacji. Taki historyzm i w sumie pesymizm (w porównaniu z ideą trwałego liniowego rozwoju) nie hierarchizuje, a Zachodowi przepowiada „zmierzch” wzorem każdego innego organizmu. Te koncepcje, dla jednych genialne, dla innych dyletanckie, od bez mała stu lat budzą wielkie emocje, gdyż dotykają pytania o sens ludzkich działań, o „koniec historii” i perspektywy postępu jakkolwiek pojętego. Kto jednak nie chciałby zanurzać się w taką metafizykę dziejów, znajdzie w „Zmierzchu Zachodu” kompendium wiedzy i oryginalnych interpretacji ze wszystkich dziedzin od matematyki po sztukę, zapozna się z poglądem autora na „pseudomorfozę” (nowe kulturowe wino w starych bukłakach) chrześcijaństwa czy Rosji, związek matematyki z Faustem, analogie przemian w świecie Indian, Chińczyków i Hindusów, a zainspirowany tym myśleniem, odnajdzie może Unię Europejską gdzieś u kresu cesarstwa rzymskiego. W ostatecznym rozrachunku analizy i spekulacje Spenglera, nawet jeśli dyskusyjne, zapewniają ćwiczenie ze świadomości historycznej, jakiego próżno szukać w innych dziełach.
Daniel Bell (1919–2011, pierwotnie Bolotsky, z rodziny polskich emigrantów żydowskich w USA) jest klasykiem socjokulturowej diagnozy współczesności. Jako jeden z pierwszych pół wieku temu dostrzegł „kontrkulturę” i początki postmodernizmu/ponowoczesności. Należał do proroków epoki poprzemysłowej i społeczeństwa wiedzy. W 1967 roku przewidział czasy internetu, gdy mówił o połączeniu domowych i biurowych komputerów z centralnym źródłem „usług bibliotecznych i informacyjnych”. „Kulturowe sprzeczności kapitalizmu” (1976) stanowią dziś kanon myśli drugiej połowy XX wieku. Times Literary Supplement zaliczył tę publikację do stu najbardziej wpływowych książek powojennych. Bell wydobywa i uzasadnia bogatym opisem odnośnych zjawisk ze swojej epoki podstawowy konflikt wartości społeczeństwa postindustrialnego. Z jednej strony „purytański” kapitalizm nakazuje „opóźnienie gratyfikacji”, odsuwanie spożycia owoców pracy na bliżej nieokreśloną porę, a z drugiej kreowane przez ten sam kapitalizm kulturowa postawa konsumpcjonizmu i ideologia osobistej wolności każą jednostce już teraz „używać życia”. Polityka musi godzić sprzeczności między ekonomią a kulturą. Ideowo-polityczny wymiar rozważań Bella okazuje się dość złożony, ponieważ sam autor deklaruje się jako socjalista w gospodarce, liberał w polityce i konserwatysta w kulturze. Mimo swego liberalizmu ubolewa nad regresem „transcendentnej etyki”.
Reay Tannahill (1929–2007), szkocka pisarka znana u nas z bestsellerowej Historii seksu, zapoczątkowała „Historią kuchni” badania nad światowymi kulinariami, stanowiące już dziś pełnoprawną dyscyplinę akademicką. Trywialna formuła „człowiek jest tym, co je” nabrała nowego sensu. Okazało się, że żywność i jej przyrządzanie wywierały istotny wpływ na kształt systemów i instytucji społecznych. W niniejszej książce cała ta bogata historia znalazła odzwierciedlenie w zwięzłej charakterystyce poszczególnych epok aż po XXI wiek. Obfitość niezwykłych faktów dotyczących kuchni i żywności autorka wzbogaciła jeszcze przepisami z różnych okresów. Zakres książki jest imponujący także przestrzennie: obejmuje kulinaria całego świata ze szczególnym naciskiem na świat arabski i Chiny. Monografia Tannahill jest dziś klasyką: pierwsza wersja ukazała się w 1973, a ostatnia modyfikacja i rozszerzenie nastąpiły w 2002 roku. Dane zostały zweryfikowane u źródeł, bo na przykład wielu Francuzów uważało, że ich ziomkowie nigdy nie jedli palcami, a przekonanie to było tak silne, że preparowano przeczące mu dawne teksty. Tannahill nie oszczędza czytelnika, bezlitośnie opisując higieniczną grozę dawnych biesiad, demaskując pozór smakowitości ich dań, polityczne szaleństwo na punkcie różnych produktów (pieprz przyczynił się do upadku Rzymu…) aż po szaleństwo na punkcie choroby szalonych krów. Głód wiadomości i sensacji znajdzie przy tej lekturze godziwe nasycenie.
Mikołaj z Kuzy (właśc. Nicolaus Krebs, 1401–1464, niemiecki teolog i kanonista, kardynał, pełen ducha ekumenizmu żywy umysł średniowiecza/renesansu) pisał śmiało o Bogu, z góry zapowiadając, że wie o nim najwięcej, ponieważ nic nie wie. Ta paradoksalna strategia teologii apofatycznej – negacje mówią prawdę, a afirmacje nie wystarczają – opiera się na „niewiedzy”. W niniejszej „De docta ignorantia” (1440) taka „docta” ignorancja nie ma, wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu, charakteru „uczonej” niewiedzy, a więc wiedzy pozornej, pseudowiedzy. Niewiedza jest właśnie pozytywnym stanem sprzed wszelkiej wiedzy. Kiedy zostanie „pouczona”, „oświecona”, niewiedza-przed-wszelką-wiedzą staje się źródłem poznania Boga, czyli – poznania niewiedzy o Bogu. Dla Mikołaja z Kuzy Bóg jest „przed” wszystkim, nawet przed sprzecznością, jako ten, który w ogóle wszelką wypowiedź, prawdziwą lub fałszywą, umożliwia. Ta kłopotliwa dla dogmatyki pod względem ducha, ale nie negująca jej litery wizja Boga jako Bytu poza wszelkim określeniem znajduje żywy wyraz w metaforyce matematycznej, jako że Kuzańczyk był biegły także w tej dziedzinie. Produktem ubocznym „oświecenia” są więc efektowne, prekursorskie rozważania z zakresu rachunku nieskończonościowego, a nawet odkrycie na drodze spekulatywnej, że Ziemia nie jest centrum wszechświata. Dla poszukujących bardziej uchwytnej teologii autor przeznaczył trzecią, chrystologiczną część swojego dzieła.
Do dziś kontrowersyjny ze względu na epizod nazistowski Carl Schmitt (1888–1985), niemiecki filozof prawa i konstytucjonalista, miał wyraziste poglądy prawicowego krytyka republiki weimarskiej, demokracji i II soboru watykańskiego. Zaznaczył też swoją obecność na polu teologii, którą jednak, choć był gorliwym katolikiem, zawodowo się nie zajmował. Pojęcie politycznej teologii, które spopularyzował w latach 20. XX wieku, zrobiło światową karierę, choć niekoniecznie w takim sensie, w jakim rozumiał je sam Schmitt. W niniejszej książce z 1969 roku autor polemizuje ze znaną rozprawą teologiczną z lat 30. XX wieku odrzucającą samą możliwość teologii politycznej, przez którą rozumie się tu uwikłanie Kościoła chrześcijańskiego w związki z władzą świecką, czego wyrazem był np. w średniowieczu „cezaropapizm”. Ta konkretna tematyka jest okazją do podjęcia uniwersalnej dyskusji o Augustyńskiej idei dwóch państw, państwa Bożego i państwa doczesnego, sacerdotium i regnum, o zadaniach chrześcijanina w świecie. Taki sens ma politische Theologie: nie tyle jakiś dział teologii, „teologia” polityczna, ile raczej „polityczna” teologia – religia w polis, civitas, doczesnym „mieście” człowieka.
Peter Sloterdijk (ur. 1947), dziś chyba najbardziej, obok Jürgena Habermasa, wpływowy niemiecki intelektualista, filozof kultury, od kilku lat publikuje teksty dotyczące religii jako zjawiska społecznego i postawy myślowej. Niniejsza książka stanowi kontynuację rozważań z „Gorliwości Boga” (Wydawnictwo Aletheia, Warszawa 2013) i innych jego religioznawczych prac. W tym tomie bogatszym o doświadczenie trudności operowania pojęciami w rodzaju „monoteizm” czy „religie Abrahamowe” Sloterdijk sięga po inną strategię i rozpatruje społeczeństwa religijne od strony „ćwiczenia” religii. To nie naród wybiera sobie religię, lecz religia dobiera sobie wyznawców składających się na „naród” (przypadek starożytnego Izraela). „Całkowite członkostwo”, o którym mowa w podtytule, to właśnie „przynależność do religii”. Religia wymaga „całkowitej” przynależności, oddania bez reszty, a odstępstwo surowo karze, jak pokazuje paradygmat w postaci opowieści o złotym cielcu i karnym wygubieniu części Izraelitów przez Mojżesza. Ten „schemat spod góry Synaj”, egzekwowanie „całkowitego członkostwa” może być źródłem ksenofobii monoteizmów i występować w najrozmaitszych religiach. W takiej przynależności, wewnętrznej dyscyplinie religii tkwi źródło przemocy inne niż rywalizacja między religiami o monopol na prawdę. Na ile chroniczne jest to źródło, jak długi cień rzuca góra Synaj, oto pytanie.
Trudno byłoby znaleźć wśród historyków kogoś o takich jak Fernand Braudel (1902-1985) zasługach dla rekonstrukcji początków i natury systemu, w jakim żyjemy: gospodarki rynkowej. Braudel, członek Akademii Francuskiej, posiadacz licznych doktoratów honoris causa, przywódca grupy skupionej wokół słynnego czasopisma ,,Annales"", twórca fundamentalnych dzieł o początkach kapitalizmu, w tym niewielkim tomiku zawarł esencję dziesiątek lat swoich badań. Czytelnik, który jeszcze nie przedarł się przez wielotomowe historie kultury materialnej tego autora, i czytelnicy mający tę podstawową lekturę już za sobą otrzymują w Dynamice kapitalizmu kompendium tych wyników - syntezę, lecz nie streszczenie, bo niniejsza książka stanowi samoistny wywód. Czym jest kapitalizm? Jak się ma do gospodarki rynkowej? Czy się z nią pokrywa, czy może jest osobnym zjawiskiem, które w innych okolicznościach mogło nie wystąpić, i jakie to okoliczności sprawiły, że wystąpiło? Braudel jest historykiem ,,totalnym"", opisując i wyjaśniając, sięga do rożnych dziedzin wiedzy o danej epoce, a także do samego podłoża ludzkiego życia, do jego codzienności, naprawiając błąd wcześniejszej historiografii, dla której człowiek ,,nie je ani nie pije"", a życie wypełniają mu zamachy, przewroty, bitwy i rewolucje. Taki ,,jedzący i pijący"" człowiek, pytanie, co ,,jadł i pił"" w danej epoce, fascynuje Braudela i fascynuje czytelnika, który dopiero dzięki tej perspektywie zaczyna rozumieć dawny świat.
Jedno z najsłynniejszych współczesnych dzieł hermetyzmu, napisane w latach 60. XX wieku i opublikowane anonimowo. Stanowi ukoronowanie dziejów mistyki, gnozy i magii, jest swoistą teologią mistyczną. Mimo nawiązań do rozmaitych nurtów w tych dziedzinach, także do kabały i hinduizmu, są to medytacje chrześcijańskie, a nawet katolickie. Ich podstawą jest symbolika kart do gry w tarota (marsylskiego). 22 karty (21 „arkanów wielkich” i Głupiec) tworzą system opisujący świat. Sens ich symboli autor wykłada w duchu hermetyzmu – dla którego bóg Hermes Trismegistos uosabia magiczno-mistyczną jednię wszelkich intelektualnych działań umysłu – ale zmodyfikowanego w duchu chrześcijańskim, gdyż opartego na „sercu” i miłości. Choć „Medytacje…” są dziełem zasadniczo religijnym, zawierają niezmiernie bogatą treść „kulturową”, odnosząc się do najważniejszych zjawisk w dziejach człowieka aż po najnowsze problemy. To historyczne tło łączy się z osobistymi doświadczeniami autora w dziedzinie medytacji i „magii świętej”. Wprawdzie książka ukazała się anonimowo, ale dziś jej autorstwo nie jest już tajemnicą: Valentin Tomberg (1900–1973) urodził się w Rosji, w luterańskiej rosyjsko-estońsko-niemieckiej rodzinie i po przebyciu drogi przez prawosławie i antropozofię zbliżył się po II wojnie światowej do katolicyzmu. Ożeniony z Polką, działał w Estonii i Holandii, od 1944 roku w zachodnich Niemczech, by w 1948 roku osiąść na resztę życia w Anglii. Jego główne dzieła ukazały się pośmiertnie.
Reay Tannahill (1929–2007) była szkocką pisarką, której publikacje, zarówno powieści, jak i monografie historyczne, do dziś pozostają bestsellerami. Absolwentka historii i socjologii o bogatym życiorysie zawodowym, sukces osiągnęła najpierw książką „Food in History” (1973). Pierwsze wydanie, potem uzupełniane, „Historii seksu” pochodzi z 1980 roku. Styl pisarski Tannahill jest atrakcyjny zarówno dla oczekujących akademickiego wykładu, jak i dla zwolenników efektownej opowieści o osobliwościach (staroegipska antykoncepcja z krokodylego łajna), zarówno dla poszukujących systematyki, jak i dla lubiących pisarstwo pełne pasji. Autorka zapewnia to wszystko odpowiednio do niejednoznaczności samego hasła „sex”. Można by tu mówić także o historii płci: płci pojętej jako sfera seksualna, a zarazem jako społeczna kategoria podziału na kobiety i mężczyzn, z naturalną przewagą bardziej interesującej – i bardziej dramatycznej – kobiecej strony tej historii. Tannahill śledzi ewolucję obyczajów z zakresu życia płciowego w nierozłącznym związku z sytuacją kobiety – w społeczeństwie, rodzinie, systemie prawnym. W ten sposób okazuje się, że „historia seksu” obejmuje tyleż dzieje walki o prawo do uprawiania seksu „jak się komu podoba” co dzieje walki na przykład o prawa wyborcze kobiet. Tym samym książka ta zapewnia szeroką panoramę problematyki i fascynującą lekturę dla tych feministek i feministów, którzy nie akceptują seksualnego uprzedmiotowienia kobiety.
Peter Sloterdijk (ur. 1947), jeden z kilku najważniejszych dziś intelektualistów niemieckich, filozof kultury, w pierwszej dekadzie XXI wieku poświęcił kilka swoich prac kwestii religii. Niniejsza książka jest pod tym względem najbogatsza treściowo i intelektualnie. Trzy monoteizmy wywodzące się „od Abrahama”, judaizm, chrześcijaństwo i islam, dzielą dziś między siebie większość ogółu wierzących na świecie, a nawet obejmują w sumie większość ludzkiej populacji. Swoim zelotyzmem, „gorliwością” stanowią dla świata i dla siebie nawzajem niemałe ryzyko, gdyż każdy z nich aspiruje do monopolu na prawdę i rywalizuje o nią z pozostałymi. Jako dopełnienie obrazu współczesności czwartym „monoteizmem” okazuje się komunizm. Sloterdijk przeprowadza głęboką analizę natury tych ruchów oraz możliwości i ryzyka konfrontacji. Rozważa szanse sprowadzenia ich na „drogę cywilizacyjną” i wykonując rozmaite eksperymenty myślowe, jak ten z powrotem do nieksenofobicznych religii przedmonoteistycznych, poszukuje możliwości „rozładowania” nagromadzonego w monoteizmach potencjału walki. Rysowany tu obraz religii nie jest wizją Nietzschego: solidarnego stowarzyszenia słabych, lecz wydobywa aspekty ksenofobii, dogmatyzmu i nieprzejednania. Historyczne i współczesne dowody na te aspekty są mocne. Czy podlegają one ucywilizowaniu i czy wyczerpują obraz monoteizmów, to pytanie do rozstrzygnięcia na dziś i kwestia nadziei na jutro.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?