WŚRÓD LITERATURY wspomnieniowej frontu wschodniego zapiski Aleksandra Iljicza Szumilina stanowią niebywały ewenement. Spośród weteranów Armii Czerwonej, w której, by posłużyć się słowami autora, „kompanii wystarczało na tydzień”, po wojnie za pióro chwytali najczęściej ci, którzy „siedzieli pod czterema warstwami belek pięć kilometrów od pierwszej linii”. To naturalne – oni przeżyli. Szumilin nazywa ich „przyfrontowymi uczestnikami” wojny i wielokrotnie daje jasno do zrozumienia, co o nich myśli.
Podczas wojny autor znajdował się bezustannie na linii frontu – od 1941 do 1944 roku, kiedy to po kolejnym, piątym zranieniu i długim leczeniu nie wrócił do służby liniowej i pełnił inne funkcje wojskowe. W początkowym okresie wojny prowadził nielegalny pamiętnik, który instynktownie zniszczył. Sądząc po treści odtworzonych po latach wspomnień, postąpił słusznie. Gdyby je odkryto, dla frontowego oficera wyrok trybunału wojskowego mógł oznaczać tylko jedno…
Aleksander Iljicz pracował nad swoimi wspomnieniami do ostatnich dni życia. Dokładną chronologię zdarzeń zrekonstruował głównie na podstawie listów, które pisał do domu. Szczęśliwie, miał fenomenalną pamięć. W 2012 roku internauci rosyjscy ruszyli w podróż śladami Szumilina i okazało się, że jego opisy terenu i miejsc, w których walczył są tak dokładne, że po latach można je było bez problemu odszukać. W swojej książce autor wielokrotnie podkreśla, iż opisuje wyłącznie zdarzenia, których był bezpośrednim świadkiem oraz że wszystkie osoby i nazwiska ujęte w tekście są prawdziwe.
[...]
Wspomnienia A.I. Szumilina są prawdziwym rarytasem także z innego powodu. To jedyny znany mi tak dokładny zapis działań zwiadowców na pierwszej linii, nakreślony ręką ich bezpośredniego uczestnika.
Aleksander Iljicz Szumilin zmarł w 1983 roku i wraz z żoną Augustą i synem Nikołajem jest pochowany na cmentarzu św. Archanioła w mieście Bałaszycha, na wschód od Moskwy.
(z przedmowy tłumacza)
Wspomnienia „Fipsa”, czyli Wernera Fürbringera, jednej z najbarwniejszych postaci niemieckiej U-bootwaffe w pierwszej wojnie światowej. Zatapiał hurtowo jednostki alianckie, stając się niewątpliwie gwiazdą słynnej cesarskiej Flotylli Flandrii. W sumie udało mu się zniszczyć lub uszkodzić ponad 100 alianckich jednostek. W końcu szczęście go opuściło i dostał się do niewoli alianckiej. „Fips” wziął też udział w drugiej wojnie światowej, pracując w sztabie niemieckiej Krigsmarine. Odznaczony między innymi Krzyżem Żelaznym I klasy.
Michael Wittmann (1914-1944) – Najskuteczniejszy dowódca czołgu II wojny światowej, legendarna postać, o której napisano setki artykułów i książek. Patrick Agte próbuje wyjaśnić jego fenomen. Ale przedstawia nam także innych bohaterów słynnej kompanii Tygrysów elitarnej jednostki – Dywizji Lieberstandarte SS Adolf Hitler – i ich niewiarygodne wyczyny.
Tom drugi przedstawia walki w Normandii, w tym opis niewiarygodnej szarży samotnego czołgu Wittmanna na niezliczoną kolumnę czołgów alianckich. Na jej kanwie powstały najpopularniejsze wojenne gry komputerowe.
Michael Wittmann na froncie wschodnim wziął udział w największej bitwie pancernej w historii – bitwie pod Kurskiem, a także w bitwie o Charków i w walkach o wydostanie się z kotła pod Czerkasami. Zniszczył 117 czołgów rosyjskich, w tym znaczną ilość słynnych T-34. Na Zachodzie walczył w Normandii, odnosząc dalsze sukcesy. Znalazł śmierć na polach Normandii we wnętrzu swojego czołgu.
Wśród literatury wspomnieniowej z okresu II wojny światowej „Najdalsza granica” Helmuta Pabsta zajmuje szczególne miejsce. Pamiętniki pisane są z reguły po wojnie, a już z pewnością przez tych, którzy ją przetrwali. Ten jest inny. To zebrany w całość zapis, zaprezentowany tutaj w formie książkowej, lecz niezmieniony i nieretuszowany, na który złożyły się notatki autora z pierwszej linii frontu, jak również listy, pisane do przyjaciół i rodziców, w szczególności do ojca, który podczas I wojny światowej także służył na froncie wschodnim. Osobliwość relacji Pabsta polega na tym, iż autorowi nie dane było przeżyć wojennej zawieruchy. Jego żołnierski los dopełnił się jesienią 1943 roku gdzieś na szlakach odwrotu między Briańskiem i Rosławlem, w jeden z owych szarych dni, które komunikaty wojskowe określają bezdusznym: „na froncie bez zmian”.
Zapiski i listy Helmuta Pabsta powstawały w cieniu ścisłej cenzury, której podlegała korespondencja z frontu. Nie zawierają, – bo nie mogły – mnóstwa liczb, numerów jednostek ani nawet nazw miejscowości, ukrytych z reguły pod jedną czy dwoma początkowymi literami. Jednakże przemycane tu i ówdzie informacje pozwalają dokładnie odtworzyć szlak bojowy autora.
Helmut Pabst, weteran kampanii francuskiej, był podoficerem (później awansowanym na podporucznika), służącym w 129 pułku artylerii 129 Hesko-Turyńskiej Dywizji Piechoty Wehrmachtu. Był łącznościowcem i obserwatorem artyleryjskim, co oznaczało, iż zawsze znajdował się na pierwszej linii. Drogi wojny na wschodzie poprowadziły go od Osowca i Augustowa aż pod Moskwę. Uczestniczył w strasznym, zimowym odwrocie spod stolicy Rosji, bił się na występie rżewskim, zwanym „maszynką do mielenia mięsa”, walczył pod Jelnią, Briańskiem i na „Linii Hagen”.
Brutalna statystyka Wielkiej Wojny Ojczyźnianej dowiodła, iż średni okres życia szeregowego radzieckiego żołnierza na froncie wschodnim wynosił od dwóch tygodni podczas operacji ofensywnych do miesiąca podczas działań obronnych. W tej sytuacji wspomnienia prostego żołnierza frontowego są niezmierną rzadkością.
Szczęśliwym zrządzeniem losu autorowi udało się oszukać bezlitosną statystykę i przeżyć tam, gdzie los zwykle nie był łaskawy dla tysięcy prostych żołnierzy – pod Stalingradem, na Łuku Kurskim, na „Wyspie Śmierci” na Dnieprze, na krwawych stepach Ukrainy. Ale to nie tylko niezwykle sugestywny opis potworności wojny, albowiem z kart żołnierskiego dziennika wyłania się obraz człowieka, który nie pozostał obojętny na piękno ludzkiej natury i który nawet w najcięższych chwilach potrafił zachować cechy, właściwe ludziom prostym i twardym – uczciwość, humor i nadzieję na lesze jutro.
Barwny i często dowcipny język, jakim posługuje się M. Abdulin to także okazja do spojrzenia na świat oczami człowieka, który urodził się już po rewolucji i którego życie było nierozerwalnie związane z okresem budowy komunistycznego państwa – czasem niełatwym dla zwykłych obywateli, szczególnie w najdalszych i najbiedniejszych zakątkach Kraju Rad.
Frontowe wspomnienia Mansura Abdulina to literatura ciekawa i wzruszająca – swoisty dokument epoki, wobec którego trudno jest przejść obojętnie.
Mansur Gizatułowicz Abdulin (1923 – 2007).
Urodzony w Suchoj, w południowo-zachodniej Syberii. Od dziecka pracował w kopalniach złota. Przeszedł szlak bojowy od Stalingradu, przez Prochorowkę na Łuku Kurskim, forsowanie Worskli i Dniepru, do walk na prawobrzeżnej Ukrainie, gdzie został ranny. Kilkakrotnie odznaczony za zasługi bojowe, m.in. Medalem „Za Odwagę”. Demobilizowany jako inwalida, wrócił do pracy w zawodzie górnika. Pracował m.in. w tajnych kopalniach, pozostających pod zarządem NKWD.
Ileż błędów Napoleon by uniknął gdyby mnie posłuchał…
Jaen Baptiste Bernadotte
Ten przeklęty Bernadotte! Uczyniłem go marszałkiem tylko dlatego że kiedyś kochałem jego żonę!
Napoleon Bonaparte
Nikt nie zrobił takiej kariery jak ja!
Jean Baptiste Bernadotte, po wstąpieniu na tron szwedzki
...Obaj jesteśmy Francuzami. Ale pana światem jest Francja, a moim Szwecja…
...W polityce, Sire, nie ma miejsca na przyjaźń albo nienawiść.
Jean Baptiste Bernadotte w listach do Napoleona
Jean Baptiste Bernadotte (1763–1844).
Wstąpił do armii królewskiej w której dosłużył się stopnia sierżanta. Od Rewolucji Francuskiej szybko awansował. W 1794 roku awansowany do stopnia generała. W 1804 roku nominowany przez Napoleona na marszałka Francji. W 1805 roku objął komendę nad Pierwszym Korpusem Wielkiej Armii, a w 1806 cesarz nadał mu tytuł księcia. Riksdag jednogłośnie zatwierdził go na następcę tronu szwedzkiego w 1810 roku. W 1812 roku zdecydował o przyłączeniu się Szwecji do VI koalicji antynapoleońskiej. W bitwie pod Lipskiem tak dowodził wojskami szwedzkimi, aby uniknąć rozlewu krwi.
„Moje życie w Armii Czerwonej” Alfreda Wirskiego – to fascynujące wspomnienia Polaka, który wbrew sobie został wcielony do Armii Czerwonej, podobnie jak trzy roczniki -19, 20, 21-latków ze Lwowa i kresów wschodnich. Stracone pokolenie polskiej młodzieży, której dzieje na bazie wspomnień własnych i kolegów opisuje autor. Tylko nielicznym z nich udało się przetrwać i trafić do armii Andersa.
Massie jest mistrzem historycznej opowieści, imponuje niesamowitym literackim rzemiosłem...Max Boot, The New York Times Book ReviewPrzedstawił każdą postać z artystyczną wizją pisarza... napisana z pasją opowieść o ludziach z epoki pierwszej wojny światowej...The Waszyngton Post Book WorldWspaniałe, niewyobrażalne osiągnięcie ...Książka napisana lekkim, świetnie się czytającym stylem oparta na benedyktyńskiej pracy historyka...Milwaukee Journal SentinelŻywy opis postaci i wydarzeń... mistrz gawędziarstwa... w tym rodzaju historycznego pisarstwa wątpię, by Massie miał sobie równegoPaul Kennedy, Los Angeles Time Book RevievPółmisek wypełniony smakowitymi opisami postaci. Wielka, wspaniała lektura...New York PostRobert K. MassieUrodzony w 1929 roku w Lexington. Studiował na Uniwersytecie w Yale i Oxfordzie, dziennikarz, zdobywca Nagrody Pulitzera, jeden z najpoczytniejszych współczesnych pisarzy historycznych na świecie. "Stalowe Fortece" są kontynuacją świetnego "Dreadnoughta" wydanego przed kilku laty w Polsce.
W literaturze historycznej dotyczącej U-bootwaffe wspomnienia Hirschfelda sa wyjątkowe. Otóż mamy do czynienia z książką, opartą na zapiskach podoficera-radiotelegrafisty. Po wojnie swoje wspomnienia publikowali w zasadzie wyłącznie dowódcy U-bootów. Relacje szarego członka załogi są czymś niezwykłym przede wszystkim dlatego, że spisywanie przez nich notatek z patrolu groziło sądem wojennym. A mimo to Hirschfeld je robił, i to skrupulatnie. Dlatego jego książka stanowi niezwykle cenne ź?ródło historyczne, przede wszystkim dotyczące dziejów U-109 i jego dowódcy "Ajaksa" Bleichrodta, jednego z asów U-bootwaffe, a także owianego legendą ostatniego rejsu U-234, który płynął do Japonii z materiałami radioaktywnymi, które mogły być wykorzystane do produkcji bomby atomowej. Hirschfeld miał niezwykłe szczęście, że przeżył wojnę,
służąc przez tyle lat (od 1940 do 1945 r.) na U-bootach. Tak długą służbę udało się przeżyć tylko nielicznym.
Jego wspomnienia stały się obok "Żelaznych trumien" Herberta Wernera klasyką gatunku wspomnieniowego Bitwy o Atlantyk. Do tego stopnia, że wydawca niemiecki opublikował ostatnio obie książki w jednym tomie. Obie książki zostały napisane z niezwykłą pasją, a ich ładunek emocjonalny jest podobny. Hirschfeld w przeciwieństwie do Ericha Toppa nie próbuje oskarżać Donitza czy innych swoich dowódców o to, że wiedzieli o zbrodniach hitleryzmu i skrzętnie ukrywali swoją wiedzę wobec podwładnych. Nie był ochotnikiem w U-bootwaffe, co też podnosi wartość tych wspomnień. Nie musi on bowiem bronić swoich wyborów życiowych. To po prostu machina wojny rzuciła go na U-booty. Tym bardziej więc jego wspomnienia są cenne, tym bardziej obiektywne.
Zdjęcie amerykańskiej flagi na szczycie Mount Suribachi na Iwo Jimie obiegło świat i zapewniło nieśmiertelną sławę Korpusowi Marines. Cena zdobycia wyspy była jednak bardzo wysoka. Ale Iwo Jima była zaledwie przedsionkiem piekła, jakie zgotowali Amerykanom Japończycy na Okinawie. To właśnie tutaj miały miejsce najbardziej masowe ataki kamikaze w historii, a japońscy żołnierze na lądzie walczyli z niebywałą determinacją, wiedząc, że następnym celem amerykańskiego ataku będą już ich rodzime wyspy japońskie.
To właśnie te dwie kampanie są przede wszystkim treścią ostatniego tomu Samuela E. Morisona.
Morison prowadzi swoją narrację do końca wojny na Pacyfiku – opisując także ataki lotnicze na Japonię – w tym dwa atomowe, na Hiroszimę i Nagasaki – oraz działania floty do podpisania aktu kapitulacji Japonii na pancerniku „Missouri”.
Pluton Pancerny Batalionu „Zośka” Zgrupowania „Radosław” został utworzony dopiero w czasie Powstania Warszawskiego, po zdobyciu czołgów na Woli. Ze względu na duże znaczenie tej najcięższej broni Powstania, do Plutonu, poza dowódcami i kilkoma żołnierzami Batalionu „Zośka”, kierowano ludzi o długim stażu wojskowym: żołnierzy broni pancernej, innych jednostek motorowych i mechaników. Gdy zabrakło czołgów, Pluton Pancerny przekształcił się w doborowy oddział pieszy, wykazując wielką determinację i podejmując się
wielu trudnych i często niekonwencjonalnych działań, jak na przykład pionierska służba w kanałach. W przeciwieństwie do okupacyjnych oddziałów Batalionu „Zośka” żołnierze Plutonu Pancernego poznawali
się dopiero podczas walk Powstania Warszawskiego. Tłumaczy to brak bliższych wiadomości o tym zespole.
Będąc na emigracji od 1971 roku, w spokojnych warunkach życia i pracy, nawiązałam kontakt z kolegami przebywającymi również na Zachodzie. Bogata korespondencja zapoczątkowała spisywanie dziejów Plutonu Pancernego. Okazało się, że wspólne przeżycia wiernie zapamiętano. Po wyzwoleniu Polski spod wpływów Związku Radzieckiego powstały szerokie możliwości dalszego zbierania materiałów w kraju. Relacje, nagrane wywiady, dokumenty z archiwum „Radosława” wypełniły teczki zbiorów. Podjęta praca zajęła wiele lat,
gdyż materiał był ogromny i obejmował długi szlak bojowy: od Woli, przez Stare Miasto, Czerniaków i Mokotów, zakończył się dopiero w Śródmieściu kapitulacją.
Bitwa Narodów to dla nas, Polaków, przede wszystkim miejsce w którym poległ książę Józef Poniatowski. Ale to
także śmierć wielu innych Polaków, którzy bili się w tej bitwie po stronie Napoleona, aby odwrócić bieg Historii
i znów wybić się na niepodległość. Jak przyznaje autor, najbardziej krwawe starcia miały miejsce wtedy, gdy naprzeciw siebie stanęli Rosjanie i Polacy. Żołnierze generała Dąbrowskiego nie poddawali się Rosjanom.
Woleli zginąć, z bronią w ręku, niż oddać się im w niewolę. Dokonywali cudów męstwa, ale nie mogli zmienić
wyniku bitwy. Książka znakomicie napisana przez brytyjskiego autora Digby Smitha, który w swoją opowieść wplótł jakże bogaty materiał pamiętnikarski uczestników bitwy, dzięki czemu odnosimy czasem wrażenie, że oglądamy te bitwę na żywo.
DIGBY SMITH - Wybitny brytyjski pisarz historyczny, autor wielu prac dotyczących epoki napoleońskiej.
Jako oficer armii brytyjskiej przez dłuższy czas stacjonował w Niemczech. W 1979 roku zrezygnował ze służby i pracował dla wielkich koncernów na terenie Niemiec i Rosji. Obecnie mieszka w Wielkiej Brytanii.
Robert Moraht to niewątpliwie jedna z największych gwiazd U-bootwaffe w pierwszej wojnie światowej. Podczas 10 patroli zatopił 45 statków o łącznym tonażu 129 569 BRT, uszkadzając cztery dalsze o tonażu 17 790BRT. Ale jego największym sukcesem było zatopienie francuskiego okrętu liniowego Danton (18 300 BRT).
Jego wspomnienia są jedną z najciekawszych lektur wspomnieniowych dotyczących pierwszej wojny światowej na morzu. Oto bowiem na tak niewielu w sumie stronach autor zawarł takie mnóstwo wydarzeń i dramatycznych własnych przeżyć, że można byłoby na tej podstawie napisać nie jeden pokaźny tom. Ale to jest właśnie zaletą książki. Tutaj nie ma miejsca na żadne przestoje czy „lanie wody”. Autor opisuje swoje akcje w sposób niezwykle oszczędny, wręcz skromny. I można mu wierzyć, ze książkę tę popełnił nie dla własnej chwały, a dla pamięci towarzyszy, którzy dzielili z nim los na U-64.Po pierwszej wojnie światowej autor obronił doktorat z ekonomii, pracował też w firmach żeglugowych. W roku 1932 został wybrany posłem do Reichstagu z okręgu wyborczego Hamburg. Podczas drugiej wojny światowej służył w administracji Kriegsmarine. Był komendantem portów Kirkenses oraz Bergen. Pełnił także obowiązki morskiego komendanta garnizonu na wyspie Borholm.
Tam zastał go koniec wojny. Od maja 1945 do 1948 roku więziony na terenie Związku Radzieckiego. Po wyjściu na wolność powrócił do RFN-u, gdzie zmarł w roku 1956 w wieku 72 lat.
Ulubiona lektura z lat młodości marszałka Józefa Piłsudskiego, przedstawiająca historię życia Napoleona. Napisana żywym językiem, skrząca się anegdotami książka jest świetnym popularyzatorem historii. Zamieszczone w tej pracy rysunki Julesa Davida znakomicie uzupełniają i uatrakcyjniają tekst autora. „Historia Napoleona” jest jedną z tych książek, które tworzyły legendę Cesarza.
„Biorąc do ręki «Historię Napoleona» chłońmy tę opowieść «o dobrym Cesarzu» jako świadectwo czasów w których powstała i nieustającej fascynacji losem wielkich ludzi i ich niepospolitego życia. A Napoleon, bodaj jedyna postać historyczna regularnie obecna w reklamach progu XXI wieku, jest ich wszystkich nieustającym symbolem...”
Andrzej Nieuważny
Bitwa jutlandzka – największa bitwa I wojny światowej, jedyna w swoim rodzaju, gdy największe floty świata wyszły w morze żeby rozstrzygnąć tu i teraz, raz na zawsze, kto będzie panował na morzach i oceanach świata. Starcie tytanów, dramatyczne zwroty akcji, odwaga i bezgraniczne poświęcenie marynarzy z obu stron, dla których honor był ważniejszy niż śmierć – wszystko to składa się na tę fascynującą opowieść o legendarnej bitwie, jednej z najważniejszych w historii świata.
Autor, zaledwie 23-letni student, to największy talent jaki pojawił się w polskiej marynistyce od czasów pokolenia Lipińskiego, Kosiarza i Pertka. Prowadzony przez niego blog "Burzliwe wody XX w." czytają tysiące zwolenników jego talentu.
Dzięki współpracy wydawcy z firmą Wargaming.net, w książce znajduje się kod umożliwiający pobranie za darmo jednej z najpopularniejszych gier online na świecie - World of Warships - ze specjalnymi bonusami.
Nie doczekaliśmy się wspomnień Otto Kretschmera, który zupełnie niedawno, bo w 1998 roku odszedł na "wieczą wachtę". Wiecznie milczący "król tonażu" jednak do nas przemówił. Terencowi Robertsonowi udało się w końcu namówić legendarnego asa U-bootwaffe do zwierzeń. To dzięki niemu książkę czyta się tak, jakby napisał ją sam Kretschmer. Autorowi udało się uratować dla nas kawałek historii. I to jakiej Historii!
Ukazanie się książki Terenca Robertsona na rynku księgarskim stanowiło nie lada sensację. Kretschmer bowiem wielokrotnie odrzucał propozycje publikacji własnych wspomnień lub współpracy przy jego biografii. "Wilk na Atlantyku" na pewno stanie się klasykiem literatury wojennomorskiej, zarówno ze względu na to, że jest biografią asa nr 1 U-bootwaffe, jak i znakomite pióro Robertsona. Myślę, że sympatycy "Serii z Kotwiczką" będą mieli kolejną ucztę czytelniczą.
Bój o Archipelag Bismarcka (07. 1942 – 05. 1944) to jeden z mniej znanych epizodów wojny na Pacyfiku. Ale ani zaciętością walk, ani dramatyzmem zdarzeń nie ustępuje tym bardziej znanym kampaniom. Starcia okrętów, walka o panowanie w powietrzu, boje na lądzie – wszystko to składa się na niezwykle intensywne działania, które trwały bez mała dwa lata. A do tego mistrzowskie pióro Samuela E. Morisona, który wspaniale w opisy walk wplata relacje jej uczestników, przez co odnosimy wrażenie, że oglądamy walkę na żywo. W tym przypadku
rolę kamer pełnią oczy uczestników zdarzeń i to na różnych szczeblach – od dowódców do prostych żołnierzy. Ten sposób pisarstwa sprawił, że oto oficjalną historię US Navy czytamy tak, jakbyśmy czytali najlepsze powieści wojenne. Jeden z recenzentów nazwał autora „artystą wśród pisarzy historycznych”. I nie ma w tym ani trochę przesady.
Sensacyjne nowe ujęcie okresu narodowego socjalizmu.
(Christian Esch, Berliner Zeitung)
Każdy kto zamierza w przyszłości zabrać głos w debacie na temat historii Trzeciej Rzeszy i II wojny światowej musi przeczytać tę książkę.
(Hans Erich Volkman, Frankfurter Allgemaine Zeitung)
Ta książka roznieci nową debatę na temat narodowego socjalizmu.
(Hans Mommsen, Süddeutsche Zeitung)
Götz Aly - urodzony w 1947 roku w Heidelbergu, dziennikarz i historyk, autor licznych publikacji dotyczących dziejów nazizmu. Laureat nagrody im. Heinricha Manna (2002 r.) i Marion Samuel (2003 r.). Profesor Uniwersytetu w Salzburgu. Obecnie mieszkający w Berlinie.
"Żelazne Trumny" okazały się na Zachodzie bestsellerem na miarę "Okrętu" Lothara-Güntera Buchheima. Werner obala jednak
w swoich wspomnieniach mit prezentowany w tej książce, a powielany później w znakomitym zresztą filmie "Das Boot" mit o zdemoralizowanych
załogach i upadającej w miarę upływu wojny dyscyplinie na pokładach okrętów.
Wielkość książki Wernera polega na tym, że nie zamyka się ona jedynie w opisie walk na morzu. Pokazuje ona w całej złożoności człowieka żyjącego pod nieustanną presją zagrożenia życia. Ten
człowiek przed każdym patrolem żegna się w duchu z bliskimi, zostawiając instrukcje, co zrobić z jego rzeczami, gdyby już więcej nie powrócił do świata żywych. Z drugiej strony, w przerwach mię-
dzy rejsami czerpie z życia w dwójnasób, pokazuje, że nie jest tylko zaprogramowaną maszyną do zabijania, że też potrzebuje miłości, że kocha i nienawidzi. Werner rozczula, gdy zamawia frak u krawca, płacąc zdumionemu Francuzowi z góry. Nie chce bowiem pozbawić go zarobku, mając świadomość tego, że z następnego patrolu może już nie wrócić. Rozpaczliwie szuka miłości, ale nawet na niej ciąży klątwa wojny. To nie jest dobry okres na miłość. Nie ta epoka, nie ten czas.
Wspomnienia Wernera nie bez kozery porównywane są przez krytyków do "Na Zachodzie bez zmian" Remarque'a. I zapewniam Czytelników, że te porównania nie są tanim chwytem reklamowym. "Żelazne Trumny" w pełni na to zasługują.
Filipiny. To tutaj po raz pierwszy pojawiły się japońskie samoloty kamikaze. Nadlatywały nad amerykańskie okręty i spadały w dół z podwieszonymi bombami. Amerykanie przeżyli szok. Liczba marynarzy nerwowo załamanych gwałtownie wzrosła. Postanowiono nie mówić o tym społeczeństwu amerykańskiemu. Wszystkie listy zostały ocenzurowane, a marynarze, którzy wracali do Stanów mieli zakaz opowiadania o lotnikach kamikaze. Jak walczyć z przeciwnikiem dla którego śmierć jawi się jako nagroda? Jak bardzo bliski jest to problem naszych czasów...
Morison pokazuje walkę o Filipiny z różnych stron, zarówno od strony lądujących na wyspach marines, jak i marynarzy na okrętach czy członków sztabu. Dzięki temu mamy pełny obraz walk o każdą wyspę, walk okrutnych, w których praktycznie nie brano jeńców.
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?