KATEGORIE

Kategorie

Zdjęcie produktu Śmierci nie ma, lęku nie ma

Śmierci nie ma, lęku nie ma

  • Wysyłamy w ciągu: niedostępny
  • Brak ocen
  • 23,69
     zł
    Cena detaliczna:  25,00 zł
Artykuł chwilowo niedostępny
Wpisz e-mail, jeśli chcesz otrzymać powiadomienie o dostępności produktu
x
Każdy człowiek ma w sobie ogromny potencjał, lecz trapią go różnorakie lęki, spośród których największym jest lęk przed nicością. Uważamy, że rodzimy się z niczego, i boimy się, że po śmierci staniemy się niczym. Thich Nhat Hanh, zgodnie z naukami Buddy, przekonuje o absurdalności takiego myślenia. Dowodzi, że dzięki głębokiemu wglądowi w naszą naturę oraz przekształcaniu lęku możemy osiągnąć prawdziwe szczęście - pogodnie spoglądać w przyszłość, w której pojawiać będziemy się w coraz to nowych formach.

Thich Nhat Hanh to człowiek o niezwykłym życiorysie. Ten buddyjski mnich przeżył trzy wojny, cierpiał prześladowania polityczne i spędził wiele lat na wygnaniu. Jest autorem kilkudziesięciu książek, działaczem pokojowym, założycielem organizacji społecznych. Przewodził delegacji wietnamskich buddystów podczas układów paryskich w 1973 roku. Martin Luther King przedstawił jego kandydaturę do Pokojowej Nagrody Nobla.

PRZEDMOWA
Pewnego dnia przy obiedzie mój ojciec powiedział mi:
- Ostatni raz widziałem mojego ojca w trumnie w salonie.
Siedzieliśmy na tarasie restauracji meksykańskiej w Key West na Florydzie. Ojciec uniósł oczy znad talerza z ryżem i fasolą, spojrzał na mnie i dodał:
- Był zwykłym człowiekiem, piekarzem. Pracował w Massachusetts, w spółdzielni na Leominster Street w centrum Fitchburga.
- Opowiedz mi o jego śmierci - poprosiłem.
- Nie potrafię ci nic powiedzieć - odparł.
- Co mówili ludzie?
- Nikt nigdy o tym nie mówił. A ja nigdy nie pytałem. Po czym znów zapadło tak dobrze mi znane, nieznośne milczenie.
Kościół Świętego Serca znajduje się dwa kwartały od domu na Sanborn Street w zachodnim Fitchburgu, gdzie mój ojciec żegnał się z moim dziadkiem, którego nigdy nie poznałem. Było to w moich młodzieńczych latach centrum duchowe mojej rodziny. Tam można było uciec od kieratu codziennej harówki w fabryce, od kłótni małżeńskich, nie zapłaconych rachunków i zbyt często spożywanego alkoholu. To tam zostałem ochrzczony i tam zostałem posłany na lekcje religii. W każde poniedziałkowe popołudnie po ciężkim dniu w szkole, czy chciałem czy nie, wlokłem się tam Water Street na dwie godziny katechezy.
Ciągle pamiętam pierwsze spotkanie - siedziałem obok mojej kuzynki Patty, w dłoniach dzierżyliśmy nowiutkie katechizmy. Przed nami stanęły dwie zakonnice, kazały otworzyć podręczniki na pierwszej stronie i zapamiętać zamieszczone tam trzy pytania i trzy odpowiedzi: „Kto mnie stworzył?" „Bóg mnie stworzył". „Dlaczego Bóg mnie stworzył?" „Abym Go kochał i Mu służył". „Co się stanie, gdy umrę?" „Będę żył na wieki z Bogiem w Niebie". Ojcowie Kościoła nie mieli wątpliwości: moja dusza jest nieśmiertelna i będę żył wiecznie.
Pewnej niedzieli czytałem „The Boston Globe" i uderzyła mnie historia kobiety w terminalnej fazie raka. Artykuł zaczynał się tak: „Młode życie brutalnie przerwane (...) Adriana Jenkins wątpi w istnienie Boga. I w przeznaczenie". „Kiedy umieramy — mówi - znikamy: «z prochu powstałeś i w proch się obrócisz»". Ale Adriana często wyobrażała sobie śmierć -najpierw cierpienie, potem ulatywanie, spoglądanie z góry na zgromadzonych wokół szpitalnego łóżka żałobników, słaby rozbłysk światła i wreszcie - nicość. „Człowiek gaśnie jak żarówka po naciśnięciu wyłącznika". Taka wizja bardzo się rozpowszechniła wśród osób, dla których właśnie zwątpienie stało się nową religią; kiedy umieramy - znikamy, stajemy się nicością.
Na pierwszy pogrzeb w życiu poszedłem w roku 1968. Był to pogrzeb ojca mojej matki, Sama Rameau. Od tamtej pory ponad dwadzieścia razy stałem na skraju świeżo wykopanego grobu bezradny, zagubiony, nie wiedząc, co myśleć i jak pojąć śmierć, zadając sobie pytanie-. „Czy naprawdę istnieje tylko - Alternatywa: wiara w nieśmiertelną duszę albo totalne unicestwienie?"
Powątpiewałem więc w życie wieczne i drżałem na myśl o zupełnej nicości, nie rozstając się z tym renym strachem, z tym kosmicznym szumem istnienia ani na chwilę. Co jest prawdą - czy na zawsze będę sobą, czy czeka mnie zupełna nicość? Czy istnieje nieśmiertelna dusza i - jeśli tak - pójdę cło nieba czy do piekła? Czy czeka mnie wieczna nuda, czy wiekuiste szczęście? Czy będę sam, czy z Bogiem?
Budda całe życie nagabywany był przez uczonych i teologów o sprzeczne filozofie eternalizmu i nihilizmu. Kiedy pytano go, czy istnieje nieśmiertelna dusza, odpowiadał, że nie istnieje trwała jaźń. Gdy pytano go, czy po śmierci czeka nas absolutna nicość, odpowiadał, że nie zostajemy unicestwieni. Budda odrzucił więc obie możliwości.
Mam serdecznego przyjaciela, słynnego biologa morskiego. Jak wielu ludzi, jest przekonany, że kiedy umieramy, znikamy całkowicie i na zawsze. Jest o tym przekonany nie dlatego, że stracił wiarę czy jest zdesperowany, lecz dlatego, że wierzy w naukę. Swą wiarę czerpie z przyrody, z piękna otaczającego go świata i z ludzkiej zdolności poznawania tego świata i gromadzenia wiedzy o nim.
Thich Nhat Hanh również niezłomnie wierzy w ludzką zdolność poznania najgłębszych tajemnic rzeczywistości. Jednak jego celem jest coś więcej niż samo gromadzenie weryfikowalnych faktów - chce nam pokazać, jak osiągnąć wyzwolenie i zdobyć głęboką mądrość dzięki uważnej analizie rzeczywistości. Czerpiąc ze swego doświadczenia, opisał w tej książce zdumiewającą możliwość - jak wyjść poza alternatywę nieśmiertelnej duszy i nihilizmu. Thich Nhat Hanh mówi nam: „Byłeś już wolny, zanim zaczął się czas. Narodziny i śmierć są zaledwie drzwiami, świętymi progami na naszej ścieżce. Narodziny i śmierć są tylko zabawą w chowanego. Nigdy się nie narodziłeś i nigdy nie umrzesz". I mówi też: „Największe nasze cierpienia mają źródło w wyobrażeniu, że najpierw się pojawiamy, a potem znikamy". Bezustannie zachęca nas do praktyki głębokiego wglądu, dzięki któremu możemy zasmakować wolności i poznać radość drogi środka między nieśmiertelnością duszy a totalną nicością. Thich Nhat Hanh poeta odkrywa przed nami paradoksy życia i delikatnie uchyla zasłonę iluzji, pozwalając nam dostrzec - być może po raz pierwszy w życiu - że ów potworny lęk przed śmiercią jest konsekwencją błędnego postrzegania i pojmowania świata.
Jego głębokie spostrzeżenia na temat życia i śmierci są subtelne i eleganckie. I jak to bywa z wszelką subtelną materią, najlepiej smakować je powoli, w cichej kontemplacji. Z nieprzebranej studni człowieczeństwa i współczucia Thicha Nhata Hanha możemy czerpać wodę, która ukoi pragnienie naszego serca.
Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Oczekiwanie na odpowiedź
Wybierz wariant produktu
Dodaj do koszyka
Anuluj