KATEGORIE

Kategorie

Zdjęcie produktu Życie po życiu

Życie po życiu

  • Wysyłamy w ciągu: niedostępny
  • Brak ocen
  • 24,55
     zł
    Cena detaliczna:  25,90 zł
Artykuł chwilowo niedostępny
Wpisz e-mail, jeśli chcesz otrzymać powiadomienie o dostępności produktu
x

Dwadzieścia pięć lat temu Życie po życiu Raymonda Moody'ego spowodowało całkowitą przemianę naszego rozumienia zjawiska śmierci. Badania doktora Moody'ego poznał cały świat i w dużej mierze pomogły nam one ukształtować nasze oczekiwania dotyczące tego, co nas czeka po śmierci: tunel, białe światło, obecność dawno zmarłych kochanych osób czekających na nas „po drugiej stronie". Trzeba przecież pamiętać, że dwadzieścia pięć lat temu tego rodzaju wyobrażenia nie były wiązane ze zjawiskiem umierania. To doktor Moody zainspirował pierwsze pokolenie badaczy poświęcających się naukowemu zrozumieniu ludzkiej świadomości i zjawiska śmierci, badaczy, którzy z kolei mieli stworzyć nową gałąź nauki zajmującą się stanami bliskimi śmierci. Bruce Greyson, profesor psychiatrii z University of Yirginia, powiedział, że po opublikowaniu badań Moody'ego „otworzył się całkiem nowy świat". Ta zmiana w powszechnym poglądzie była tak głęboka, że trudno przypomnieć kulturowe warunki, które panowały przed rokiem 1975, kiedy książka została po raz pierwszy wydana.
Przed ukazaniem się Życia po życiu termin „doświadczenie stanu bliskiego śmierci" w ogóle nie istniał. Lekarze określali taki stan jako „syndrom Łazarza", sugerując, że jest to wynik medycznej patologii. Pacjenci w ogóle nie opisywali stanów bliskich śmierci, często sądząc, że są umysłowo chorzy albo że mają halucynacje spowodowane lekami lub brakiem dopływu tlenu do mózgu. Kiedy doktor Moody znalazł czas, żeby wreszcie rozmawiać z osobami, które przeżyły atak serca i dzięki temu poznały zjawiska związane z bliskością śmierci, duża część naszego społeczeństwa zainteresowała się tym, i ludzie zaczęli rozumieć, że kiedy umieramy, dzieje się coś bardzo ważnego w naszej sferze duchowej. Mimo że Instytut George'a Gallupa oceniał, iż tylko 5 procent przeciętnej populacji doznaje przeżyć bliskich śmierci, ludzie nie chcieli o tym mówić w obawie przed wyśmianiem. Sami też nazbyt często wątpili w doniosłość tego, co przeżyli.
Życie po życiu odniosło tak wielki sukces, ponieważ zwróciło uwagę na dwa główne problemy dwudziestowiecznej zachodniej cywilizacji: 1) utratę wspólnych społecznych mitów dotyczących śmierci i umierania, 2) systematyczną dewaluację wszystkiego, co miało związek z duchową stroną człowieka. Praca doktora Moody'ego przypomniała nam, że w swej najgłębszej podświadomości jesteśmy istotami duchowymi, a świadczy o tym fakt, że kiedy umieramy, wita nas kochające światło. Kiedy umieramy, nasze życie podlega przeglądowi i ocenie nie wedle tego, ile pieniędzy zarobiliśmy czy jakie ważne stanowisko piastowaliśmy, lecz wedle tego, jak przez całe swoje życie okazywaliśmy miłość innym ludziom. W czasach, gdy chodzenie do kościoła czy przynależność do tradycyjnych religii ciągle traci na popularności, Życie po życiu roznieca zrozumienie, jak ważna jest duchowość w naszym codziennym życiu.

Relacje osób, które powróciły:

„Miałem uczucie, że poruszam się w głębokiej, bardzo ciemnej dolinie. Ta ciemność była tak głęboka i nieprzenikniona, że absolutnie nic nie widziałem, ale było to najcudowniejsze, wolne od zmartwień przeżycie, jakie można sobie wyobrazić".

„Wszystko było czarne, tylko gdzieś w dali przed sobą widziałem światło. Było niezwykle jasne, ale z początku niezbyt duże. Powiększało się, w miarę j ak się zbliżałem.[...] Pomyślałem: «Jeśli już mam umrzeć teraz, to wiem, kto czeka na mnie tam na końcu, w tym świetle”

„Unosiłam się nad stołem i widziałam wszystko, co robili. Z całą pewnością wiedziałam, że umieram. A jednak martwiłam się o moje dzieci, o to, kto się nimi zaopiekuje. Nie byłam jeszcze gotowa, żeby odejść. Bóg pozwolił mi żyć".

 

Fragment książki

I
ZJAWISKO ŚMIERCI
Jak się umiera?
Oto pytanie, które stawia sobie ludzkość, od kiedy istnieje. W ciągu ubiegłych paru lat miałem możność zadawać je licznym grupom moich słuchaczy, którymi byli nie tylko studenci psychologii, filozofii i socjologii, ale też członkowie organizacji kościelnych, klubów obywatelskich i zawodowych stowarzyszeń medycznych. Na tej podstawie śmiało mogę powiedzieć, że temat ten porusza najgłębsze odczucia ludzi o różnej wrażliwości, przedstawicieli różnych zawodów.
A jednak, mimo tego zainteresowania, na ogół bardzo trudno jest nam mówić o śmierci. Istnieją co najmniej dwa po temu powody; /Jeden to powód przede wszystkim psychologiczny i kulturowy: temat śmierci jest niejako tabu. Czujemy, może tylko podświadomie, że wszelki kontakt ze śmiercią, nawet niebezpośredni, stawia nas wobec możliwości własnej śmierci, przybliża ją do nas, sprawia, iż staje się bardziej rzeczywista i wyobrażalna. Na przykład większość studentów medycyny, łącznie ze mną, przekonała się, że spotkanie, nawet z anonimową śmiercią — a dzieje się to podczas pierwszej bytności w prosektorium na początku studiów — może wywołać bardzo silne uczucie niepokoju.
Przyczyna takiej reakcji wydaje mi się teraz całkiem oczywista. Kiedy się nad tym obecnie zastanawiam, dochodzę do wniosku, że doświadczyłem wtedy nie tylko współczucia dla zmarłych, których tam zobaczyłem. To, co ujrzałem na stole sekcyjnym, było symbolem mojej własnej śmiertelności. W jakiś sposób, choć może jedynie podświadomy, w moim mózgu musiała się zrodzić myśl: „Mnie także to czeka".
Podobnie, z punktu widzenia psychologii, rozmowy o śmierci można uważać za jeszcze jeden sposób podejścia nie wprost do tego zjawiska. Bez wątpienia wiele osób sądzi, że już samo rozmawianie o śmierci przywodzi ją na myśl, przybliża tak, że trzeba stanąć wobec nieuchronności własnego odejścia. I dlatego, aby uniknąć najmniejszego psychicznego urazu, wolimy po prostu omijać ten temat.
Drugi powód, dla którego trudno nam mówić o śmierci, jest bardziej skomplikowany, gdyż wrośnięty w samą istotę języka. W większości wypadków słowami określamy rzeczy doświadczane poprzez zmysły. Śmierć jest jednak czymś, co leży poza świadomym doświadczeniem większości ludzi, ponieważ większość z nas jej nie doświadczyła.
Jeśli mamy już mówić o śmierci, to musimy unikać zarówno społecznych tabu, jak i głęboko zakorzenionych dylematów językowych, które wywodzą się z braku naszego doświadczenia. Często rozważania na ten temat kończą się używaniem eufemistycznych sformułowań. Porównujemy śmierć czy umieranie do przyjemniejszych doznań, które dobrze znamy.
Zapewne najczęściej spotykaną analogią jest porównywanie śmierci do snu. Umieranie — powiadamy — przypomina zapadanie w sen. Ta figura retoryczna występuje bardzo często w zwykłym rozumowaniu i języku potocznym, a także w literaturze różnych kultur i epok. Była powszechnie stosowana nawet w czasach starożytnych Greków. Na przykład w Iliadzie Homer nazywa sen „siostrą śmierci", a Platon w dialogu Obrona Sokratesa następujące sjowa wkłada w usta swego nauczyciela, którego sąd ateński właśnie skazał na śmierć:
Jeśli jest tylko snem bez marzeń, toż przedziwnym zyskiem byłaby śmierć. Bo zdaje mi się, że gdyby ktoś miał wybierać w myśli taką noc, w której tak twardo zasnął, że nawet mu się nic nie śniło, i inne noce i dni własnego życia miał z nią zestawić i zastanowiwszy się, powiedzieć, ile też dni i nocy przeżył lepiej i przyjemniej od tamtej, to myślę, że [...] na palcach policzyć by je można w porównaniu do tamtych innych dni i nocy.
Więc jeżeli śmierć jest czymś w tym rodzaju, to ja ją mam za czysty zysk. Toż wtedy cały czas nie wydaje się ani odrobinę dłuższy niż jedna noc.
To samo porównanie tkwi w naszym współczesnym języku, choćby w wyrażeniu „uśpić". Jeśli prowadzimy psa do weterynarza i prosimy, żeby go „uśpił", z pewnością znaczy to całkiem coś innego, niż kiedy mówimy, że anestezjolog „uśpił" naszą żonę czy męża. W użyciu są też inne podobne zwroty. Śmierć -- powiadają niektórzy — jest zapomnieniem. Kiedy się umiera, zapomina się o wszelkich cierpieniach, wszystkie bolesne i przykre wspomnienia przestają istnieć.
Choć tego rodzaju określeń, jak „zaśnięcie" czy „zapomnienie", używamy od dawna i są one bardzo rozpowszechnione, jednak zupełnie nie wystarczają, gdy idzie o dodanie nam otuchy. Każde z nich na inny sposób wyraża to samo. Chociaż podają nam to w formie łatwej do przyjęcia, obydwa oznaczają, że śmierć jest po prostu unicestwianiem na zawsze świadomego przeżywania. A jeśli tak, to w rzeczywistości śmierć nie ma żadnej z tych godnych pożądania cech snu i zapomnienia. (...)

 

Uwaga!!!
Ten produkt jest zapowiedzią. Realizacja Twojego zamówienia ulegnie przez to wydłużeniu do czasu premiery tej pozycji. Czy chcesz dodać ten produkt do koszyka?
TAK
NIE
Oczekiwanie na odpowiedź
Wybierz wariant produktu
Dodaj do koszyka
Anuluj