Najczęściej dostajemy od losu to, na czym najmniej nam zależy...
Zuzanna ma dyplom magistra, kochających rodziców, chłopaka-lekarza, który ją uwielbia, niedrogo wynajętą kawalerkę, a nawet pracę. Żyć, nie umierać! Zwłaszcza że i urody Zuzie nie brakuje, a także rozumu, zasad – nawet cnót. Ma też przyrodnią siostrę, Weronikę, z którą jednak nie bardzo się dogaduje. Niestety, los bywa przewrotny. Dziewczyna traci pracę, chłopaka... Kiedy siostra zaprasza ją do siebie, Zuzanna nie spodziewa się, że Weronika właśnie rozpoczęła perfidną grę.
Fragment książki Dziewczyny do wynajęcia
Zuzanna nie zamierzała od rana zawracać głowy redaktorowi naczelnemu. Zresztą nie było takiej potrzeby.
- Nasz archiwista, pan Bartek zajmie się panią -powiedziała sekretarka Lemańskiego. - Ach, jaki on śmieszny i śliczny!
- Kto, pan Bartek? - ucieszyła się Zuzanna.
- On ani trochę, mówię o pani piesku.
- To rasowy mops, wabi się Cymbał. Jego przodek spotykał się z Marią z Czartoryskich Wirtemberską, autorką „Malwiny". Mąż, albo teść Marii, nie wiem dokładnie, wystawił swojemu mopsowi, przodkowi Cymbała, pomnik na zamku Winnenthal - wyjaśniła z dumą dziewczyna.
- Ale imię to mu pani dała nieszczególne - zauważyła jasnowłosa piękność, marszcząc nosek.
- Po łacinie cymbalum. To jest muzyczne imię, na cześć Jankiela - wyjaśniła Zuzanna z całą powagą, powtarzając słowa weterynarza Marka. Swoją znajomość łaciny sama uznawała za śladową.
Prosto z sekretariatu poszła do działu miejskiego, gdzie stało wolne biurko. Chwilowo wolne, bo dziennikarz, który przy nim pracował, złamał nogę. Podobno uparcie tropił dziury w chodnikach i w końcu przed tygodniem wpadł osobiście do takiej całkiem niepozornej, ale głębokiej. Cztery miesiące zwolnienia, potem jakaś rehabilitacja, razem z pół roku nieobecności. To było więcej, niż Zuzanna mogła od losu oczekiwać] W pokoju siedzieli sami panowie i to również nastroiły ją pozytywnie. Po pracy w szkole, gdzie obracała si^ głównie wśród pań, łaknęła odmiany. Zresztą wszyscy; panowie, a było ich trzech, obejrzeli Zuzannę dokładnie, wnikliwie i z zadowoleniem. Widać oni z kolei mieli zapotrzebowanie na towarzystwo młodej, ślicznej, dziewczyny. W ten sposób życzenia obu stron zostały spełnione. Zuzanna zajęła biurko połamańca, a Cymbał ułożył się tuż przy jej nogach. Pan Bartek wyraził' natychmiastową gotowość współpracy. W jego rękach opasłe roczniki miały wagę kartki papieru. Prężyłe mięśnie, gotów całe archiwum rzucić Zuzannie do \ stóp. Dziewczyna nie szczędziła mu widoku pięknych zębów, największej dumy matki, było nie było wymagającego stomatologa.
Śmiała się chętnie i już po chwili wszyscy w pokoju szczerzyli zęby różnej urody. W powietrzu latały żarciki, anegdotki, niewinne komplementy i tak strawili prawie godzinę. Pierwsza ocknęła się Zuzanna.
- Chłopaki, ja mam pracę! - wykrzyknęła.
- A my co mamy? - spytał Damian. - Też pracę, chociaż na co dzień używamy określeń bardziej adekwatnych.
- Mam wyjść, żebyście sobie poużywali?
- Nie o to chodzi. Ty wiesz, ile się trzeba nabiegać dla kilku linijek tekstu? I nie masz żadnej pewności, że to, co napiszesz, łaskawie ci wydrukują - powiedział, zagarniając władczym ruchem jedyny w pokoju aparat telefoniczny.
Po chwili Zuzanna miała okazję przekonać się, że nie wszystkie informacje są efektem biegania. Czasem wystarczy wiedzieć, gdzie zadzwonić i o co spytać.
- Od jakich roczników zaczynamy? - dopytywał się Bartek.
- Zostawiłam swoje notatki w archiwum - mruknęła Zuzanna, przeglądając notes bez większego efektu. - Miałam to wszystko dokładnie opracowane, rozpisane na lata i diabeł nakrył ogonem. Nie pamiętasz przypadkiem, w którym roku zaczęło być głośno w Toruniu o rodzinie Guziołków? Chodzi o okres peerelowski. Poczekaj, niech się zastanowię... To musiał być sześćdziesiąty ósmy. Wtedy wypłynęli jako działacze polityczni.
- Zadzwoń do nich, na pewno mają wycinki. Ludzie zbierają takie rzeczy - poradził Filip.
- Jakby mieli, to nie siedziałabym tu z wami - pokręciła głową Zuzanna. - Coś zaginęło, coś się spaliło. Wiadomo tylko, że prasa pisała, reszta należy do mnie. Dobra, zaczynamy od sześćdziesiątego ósmego.
- Ciebie jeszcze wtedy na świecie nie było, co?
- Gdybym pisała o Napoleonie, musiałabym cofnąć się jeszcze głębiej.
Wertowanie starych roczników może być zajęciem frapującym i to bez względu na fakt, czy człowiek wie, czego szuka, czy przeciwnie: szuka, bo może coś znajdzie. Guziołkowie byli Zuzannie kompletnie obojętni. Przypadek sprawił, że uczepiła się właśnie tej rodziny. [...]